Passja

(1.25)

Dodaj opinię

Firma nie otrzymała jeszcze żadnego certyfikatu jakości obsługi.

Firma nie korzysta z możliwości odpowiadania swoim klientom.

Firma nie jest aktywnym uczestnikiem Polskiego Programu Jakości Obsługi.

Opinie (2 z 2)

Umówiłam się z...
Umówiłam się z koleżankami na Starym Rynku. Usiadłyśmy w pierwszy lepszym ogródku, kompletnie nie zwracając uwagi na fakt, że przynależy on do lokalu, w którym już kiedyś spotkałyśmy się ze złą obsługą. Sytuacja niestety powtórzyła się... Na plus trzeba podkreślić, że chyba poprzestawiano stoliki, bo zrobiło się jakby więcej miejsca. Na tym jednak kończą się pozytywy. Kelnerka przyniosła kartę, koleżanka chciała drinka, ale w karcie drinków nie było. Zapytała więc kelnerkę czy może dostać caipirinhe. Klenerka potwierdziła i przyjęła zamówienie, ja poprosiłam jeszcze o chwilę do namysłu. Za moment kelnerka wróciła informując, że limonki się skończyły, więc caipirinha jest niedostępna. Pod naciskiem mojej towarzyszki dziewczyna przyniosła w końcu drugą kartę, w której były drinki. Koleżanka zamówiła campari, ja, jako, że przyjechałam autem, zdecydowałam się na coca-colę. Bardzo nie lubię coli bez gazu, zapytałam więc obsługującą czy cola jest z jednorazowej butelki/puszki czy też jest rozlewana z jakieś dużej butli. Kelnerka potwierdziła, że napój jest z otwieranej przy mnie butelki, po czym chwilę później miałam okazję być świadkiem sytuacji, gdzie barman wyjmuje z pod baru półtoralitrową butlę z resztką coli, która nalewa do szklanki i podaje ją kelnerce. Kelnerka przygląda się szklance, po czym bierze leżącą na barze niezbyt czystą ścierkę, przeciera nią szklankę i przynosi mi ją. Zwróciłam uwagę, że miałam dostać świeży napój i liczyłam na przeprosiny. Ale gdzie tam – kelnerka odpowiedziała „przecież to żadna różnica”. No faktycznie, dla niej żadna, to w końcu nie ona ma pić rozgazowany, zwietrzały napój. To moja druga wizyta w tym lokalu i zdecydowanie ostatnia.

Karolina_962

26.08.2011

Placówka

Poznań, Stary Rynek

Nie zgadzam się (1)
W sobotni wieczór...
W sobotni wieczór wybraliśmy się ze znajomymi na Stary Rynek. O miejsca w ogródkach jak zwykle było trudno, w końcu znaleźliśmy jej w Passji. Stoliki powciskane bardzo blisko siebie, widać wyraźną chęć maksymalizacji zysku. O komforcie gości raczej nikt nie pomyślał, więc wszyscy słyszą rozmowy wszystkich, a wyjście od stolika to nie lada wyzwanie. Kelnerzy muszą się przeciskać. No właśnie, kelnerzy, bo obsługa w tym miejscu to osobna historia. Pierwsze zamówienie poszło w miarę gładko. W miarę bo okazało się, że w karcie nie ma drinków i musiał przyjść inny kelner (a może barman) i wymienić je z pamięci. Czas oczekiwania do zaakceptowania. Gorzej zrobiło się, gdy pierwszej osobie skończył się napój. Kolega na kolejne piwo czekał ponad 15 minut. Wydawało się nam, że to strasznie długo – do czasu, gdy kolejna osoba na swoje piwo czekała prawie 40 minut. Gdyby nie fakt, że inne osoby miały jeszcze napoje, koleżanka jadła sałatkę, to po prostu byśmy wyszli. W trakcie oczekiwania nasz kelner zniknął z pola widzenia, o zamówieniu przypomnieliśmy 2 innym – bez skutku. Gdy po mniej więcej 25 minutach nasz kelner się zjawił, na przypomnienie o piwie zareagował nerwowym chichotem i zniknął na kolejne 10 minut. Jak się łatwo domyślić nie zaryzykowaliśmy zamówienia niczego więcej i zmieniliśmy lokal.

Karolina_962

22.07.2011

Placówka

Poznań, Stary Rynek

Nie zgadzam się (3)

Passja

Jesteś właścicielem tego miejsca?

Poinformuj nas i przejmij zarządzenie wizytówką tej firmy.

Firma nie jest uczestnikiem
Polskiego Programu
Jakości Obsługi
Zobacz więcej

Czy te firmy wypadają lepiej niż Passja?

Zgadzasz się z ostatnią opinią na temat firmy?

Umówiłam się z...
Umówiłam się z koleżankami na Starym Rynku. Usiadłyśmy w pierwszy lepszym ogródku, kompletnie nie zwracając uwagi na fakt, że przynależy on do lokalu, w którym już kiedyś spotkałyśmy się ze złą obsługą. Sytuacja niestety powtórzyła się... Na plus trzeba podkreślić, że chyba poprzestawiano stoliki, bo zrobiło się jakby więcej miejsca. Na tym jednak kończą się pozytywy. Kelnerka przyniosła kartę, koleżanka chciała drinka, ale w karcie drinków nie było. Zapytała więc kelnerkę czy może dostać caipirinhe. Klenerka potwierdziła i przyjęła zamówienie, ja poprosiłam jeszcze o chwilę do namysłu. Za moment kelnerka wróciła informując, że limonki się skończyły, więc caipirinha jest niedostępna. Pod naciskiem mojej towarzyszki dziewczyna przyniosła w końcu drugą kartę, w której były drinki. Koleżanka zamówiła campari, ja, jako, że przyjechałam autem, zdecydowałam się na coca-colę. Bardzo nie lubię coli bez gazu, zapytałam więc obsługującą czy cola jest z jednorazowej butelki/puszki czy też jest rozlewana z jakieś dużej butli. Kelnerka potwierdziła, że napój jest z otwieranej przy mnie butelki, po czym chwilę później miałam okazję być świadkiem sytuacji, gdzie barman wyjmuje z pod baru półtoralitrową butlę z resztką coli, która nalewa do szklanki i podaje ją kelnerce. Kelnerka przygląda się szklance, po czym bierze leżącą na barze niezbyt czystą ścierkę, przeciera nią szklankę i przynosi mi ją. Zwróciłam uwagę, że miałam dostać świeży napój i liczyłam na przeprosiny. Ale gdzie tam – kelnerka odpowiedziała „przecież to żadna różnica”. No faktycznie, dla niej żadna, to w końcu nie ona ma pić rozgazowany, zwietrzały napój. To moja druga wizyta w tym lokalu i zdecydowanie ostatnia.