Bufet Pod Zielonym Słoniem

(0.50)

Dodaj opinię

Firma nie otrzymała jeszcze żadnego certyfikatu jakości obsługi.

Firma nie korzysta z możliwości odpowiadania swoim klientom.

Firma nie jest aktywnym uczestnikiem Polskiego Programu Jakości Obsługi.

Opinie (1 z 1)

W sobotę postanowiłam...
W sobotę postanowiłam wybrać się wraz z rodziną na spacer nad rzeką Rabą w Myślenicach. Maszerując wzdłuż plaży zauważyliśmy bufet z grillem, smakowity zapach pieczonego mięsa zachęcił nas do konsumpcji. Na zewnątrz kilka stolików mieszczących się zaledwie kilka metrów od rzeki, w oddali malowniczy widok góry Chełm. Idealne miejsce na relaks w dniu wolnym od pracy. Zamówiliśmy trzy pstrągi z grilla oraz frytki. Niewdzięczna pogoda zmusiła nas do ucieczki i schronienia się w środku bufetu o wdzięcznej nazwie "Pod Zielonym Słoniem", niestety ów słonia nie zauważyłam, widocznie to jest metafora aczkolwiek mało trafiona. W środku uderzył nas zaduch a kiedy usiadłam przy jedynym w tym miejscu stoliku to niestety moja ręka przykleiła się do niego. Mój wzrok przykuła dziwna sterta ubrań i jakiś metalowych przedmiotów w kącie za maszyną z maskotkami za 5 zł przy której w pewnym momencie zjawił się pan z dzieckiem, nieśmiało pytając czy może posadzić dziecko na naszym stole oraz nie czekając na odpowiedź szybko je sadzając na tym miejscu gdzie właśnie zostały nam podane ogromne, spieczone pstrągi wystające poza plastikowe tacki na których zostały zaserwowane. Cytryna została również spieczona i bajecznie przyklejona do ryby która pomimo swojego zwęglonego korpusu świeciła łuską. Cena za tą potrawę była dość wysoka jak na miejsce oraz styl serwowania, przy konsumpcji okazało się, ze ketchup do frytek jest dodatkowo płatny i znów musiałam niechętnie sięgnąć do portfela. Głodna szybko pokonując plastikowym widelcem spieczoną skórę dostałam się do mięsa i niestety znów się rozczarowałam ponieważ mój zmysł smaku został porażony przez gorycz zwiastującą zepsutą rybę. Okazało się, że pstrągi były stare. Właściciele bufetu po obwąchaniu ryby oraz przetestowaniu jej osobiście poprzez swój układ trawienny zwrócili nam pieniądze. Ryba była niejadalna i wręcz nieapetyczna, tak samo jak złomowisko w kącie, zaduch oraz lepki stół. Wraz z rodziną zadowoliliśmy się dużą ilością wody mineralnej oraz frytkami z ketchupem - ekstra płatnym. Duża ilość wody wywołała inna potrzebę fizjologiczną, na zewnątrz za bufetem znaleźliśmy dziwnie wyglądający barak do którego prowadziły strome schody. Skorzystanie z tego przybytku okazało się również ekstra płatne. Miejsca pilnowała pani o niezachęcającej do skorzystania oraz do zadania jakiegokolwiek pytania minie która również z tego co udało mi się zauważyć wydzielała papier toaletowy odważnym osobom dzielnie wspinającym się do góry. Obok szaletu stała mała klatka w której zamknięty był dość sporych rozmiarów pies w dodatku intensywnie ujadający. Postanowiliśmy uciec i nie korzystać z toalety tylko wykorzystać moc pozytywnego myślenia, uda się! Nie polecam tego miejsca ze względu na brak jakichkolwiek standardów higieny, nieświeża ryba, brudny stolik oraz graciarnia koło baru, wygórowane ceny jak również wyjący pies zamknięty w klatce świadczący o właścicielach przybytku oraz ich stosunku do zwierząt jak i do klientów. Zdecydowanie nie wrócę do tego miejsca.

Joanna_794

09.08.2010

Placówka

Myślenice, Parkowa 1

Nie zgadzam się (30)

Bufet Pod Zielonym Słoniem

Jesteś właścicielem tego miejsca?

Poinformuj nas i przejmij zarządzenie wizytówką tej firmy.

Firma nie jest uczestnikiem
Polskiego Programu
Jakości Obsługi
Zobacz więcej

Czy te firmy wypadają lepiej niż Bufet Pod Zielonym Słoniem?

Zgadzasz się z ostatnią opinią na temat firmy?

W sobotę postanowiłam...
W sobotę postanowiłam wybrać się wraz z rodziną na spacer nad rzeką Rabą w Myślenicach. Maszerując wzdłuż plaży zauważyliśmy bufet z grillem, smakowity zapach pieczonego mięsa zachęcił nas do konsumpcji. Na zewnątrz kilka stolików mieszczących się zaledwie kilka metrów od rzeki, w oddali malowniczy widok góry Chełm. Idealne miejsce na relaks w dniu wolnym od pracy. Zamówiliśmy trzy pstrągi z grilla oraz frytki. Niewdzięczna pogoda zmusiła nas do ucieczki i schronienia się w środku bufetu o wdzięcznej nazwie "Pod Zielonym Słoniem", niestety ów słonia nie zauważyłam, widocznie to jest metafora aczkolwiek mało trafiona. W środku uderzył nas zaduch a kiedy usiadłam przy jedynym w tym miejscu stoliku to niestety moja ręka przykleiła się do niego. Mój wzrok przykuła dziwna sterta ubrań i jakiś metalowych przedmiotów w kącie za maszyną z maskotkami za 5 zł przy której w pewnym momencie zjawił się pan z dzieckiem, nieśmiało pytając czy może posadzić dziecko na naszym stole oraz nie czekając na odpowiedź szybko je sadzając na tym miejscu gdzie właśnie zostały nam podane ogromne, spieczone pstrągi wystające poza plastikowe tacki na których zostały zaserwowane. Cytryna została również spieczona i bajecznie przyklejona do ryby która pomimo swojego zwęglonego korpusu świeciła łuską. Cena za tą potrawę była dość wysoka jak na miejsce oraz styl serwowania, przy konsumpcji okazało się, ze ketchup do frytek jest dodatkowo płatny i znów musiałam niechętnie sięgnąć do portfela. Głodna szybko pokonując plastikowym widelcem spieczoną skórę dostałam się do mięsa i niestety znów się rozczarowałam ponieważ mój zmysł smaku został porażony przez gorycz zwiastującą zepsutą rybę. Okazało się, że pstrągi były stare. Właściciele bufetu po obwąchaniu ryby oraz przetestowaniu jej osobiście poprzez swój układ trawienny zwrócili nam pieniądze. Ryba była niejadalna i wręcz nieapetyczna, tak samo jak złomowisko w kącie, zaduch oraz lepki stół. Wraz z rodziną zadowoliliśmy się dużą ilością wody mineralnej oraz frytkami z ketchupem - ekstra płatnym. Duża ilość wody wywołała inna potrzebę fizjologiczną, na zewnątrz za bufetem znaleźliśmy dziwnie wyglądający barak do którego prowadziły strome schody. Skorzystanie z tego przybytku okazało się również ekstra płatne. Miejsca pilnowała pani o niezachęcającej do skorzystania oraz do zadania jakiegokolwiek pytania minie która również z tego co udało mi się zauważyć wydzielała papier toaletowy odważnym osobom dzielnie wspinającym się do góry. Obok szaletu stała mała klatka w której zamknięty był dość sporych rozmiarów pies w dodatku intensywnie ujadający. Postanowiliśmy uciec i nie korzystać z toalety tylko wykorzystać moc pozytywnego myślenia, uda się! Nie polecam tego miejsca ze względu na brak jakichkolwiek standardów higieny, nieświeża ryba, brudny stolik oraz graciarnia koło baru, wygórowane ceny jak również wyjący pies zamknięty w klatce świadczący o właścicielach przybytku oraz ich stosunku do zwierząt jak i do klientów. Zdecydowanie nie wrócę do tego miejsca.