Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik

Dotycząca firmy: Capri

Treść opinii: Kontynuując niedzielną wycieczkę z rodziną i relaks towarzyszący niedzielnemu słonecznemu popołudniu, zaszlismy na małe co nieco do Pizzerii CAPRI przy bydgoskim Starym Rynku. Dość dawno tu nie byliśmy, a do tego miejsca powracamy z miłymi wspomnieniami. Pizza zawsze była serwowana dobra, zgodna z zamówieniem i cena nie była zbyt wygórowana. Czyli miejsce godne jak najbardziej polecenia. Wchodząc na pietro, w sali po lewej stronie zauważyłam palącą kobietę, więc nie zastanawiając się, skręciłam na salę znajdującą się po prawej, gdzie przyjmyje się zamówienia, i gdzie przez szklaną ścianę można zobaczyć jak kucharz przygotowuje zamawianą pizzę. Usiedliśmy przy dwóch stolikach, gdyż było na 8 osób, w tym 4 dzieci. W pomieszczeniu było potwornie gorąco, od kuchni. Pomimo otwartych okien i naszych chęci, nie udało nam się wytrzymać w tej sali. Zbyt gorąco. Przeszlismy do sali obok, tej z której pierwotnie zrezygnowaliśmy. Przy stolikach siedziały najprawdopodobniej 2 rodziny. Jedna z kobiet- ta paląca- leżała na stoliku jakby śpiąc. Druga, z papierosem w dłoni podeszła do okna. Zachowywali się dość głośno, no ale w końcu to miejsce publiczne. Każdy może przyjść. Czekaliśmy na swoją pizzę czując na sobie wzrok "drugiej" kobiety. Obserwowała w sposób śledczego. Miałam wrażenie, że rejestruje każdy mój gest. Po pewnym czasie otrzymaliśmy zamówienie. Kelner, w sportowym stroju, przysiadł się do sąsiednich stolików i rozpoczęła się głosna pogawędka. Atmosfera po drugiej stronie sali zrobiła się biesiadno- rodzinna. Lekko mnie to zaskoczyło. Na naszych stolikach stały serwetniki, niestety z ilością serwetek 2-3. Posiłek konsumowalismy w miarę spokojnie. Byłam w połowie drugiego kawałka, gdy moim oczom coś się rzuciło... Przyglądam się i nie wierzę. Włos. Wyciągnąć się nie dał;) Wstałam od stolika i przeszłam w kierunku kuchni. Ani żywego ducha. Po chwili dreptania w miejscu z kawalkiem nadgryzionej pizzy, podeszła do mnie pani z sąsiedniego stolika- ta przysypiająca z głową na przedramieniu. Pokazałam swoje znalezisko w pizzy, na co pani z zaskoczeniem zapytała "a co to jest?". "No właśnie, co to jest", zapytałam. Patrząc na włosa, pani schwyciła go w palce i zaczęła ciągnąć... ale się nie dał:)) twarda sztuka! Pani zapytała ponownie:" A skąd on się tu wziął?". Hmmm.... ciekawe. Może kosmici go tam schowali. Pani chciała podać mi kolejny kawałek, ale podziękowałam. Nie było żadnego słowa "przepraszam". Tylko ZASKOCZENIE sytuacją. Wróciłam do stolika. Moja rodzina kończyła konsumpcję. Syn i siostrzeniec chcieli umyć dłonie, bo mieli tłuste. Przeszliśmy w kierunku toalet. Długi ciemny, przygnębiający korytarz z obdrapanymi ścianami i odpadającym tynkiem. Toaleta bez mydła, z niedomykającymi się drzwiami. Wychodząc, mówiąc "do widzenia", na każdym stoliku zaobserwowałam serwetniki z całym wachlarzem serwetek. Zostały uzupełnione. Sielska atmosfera rozluźnienia osób prowadzących (???) pizzerię trwała dalej. Zastanowię się 3 razy czy kiedykolwiek jeszcze tu wrócić.