Zgłoś nadużycie

Opinia użytkownika: zarejestrowany-uzytkownik

Dotycząca firmy: IV Komisariat Policji w Lublinie

Treść opinii: Tak to jest, że jak dochodzi do kontaktu zwykłego obywatela z funkcjonariuszem dajmy na to policji -tak jak w tym przypadku- to ten właśnie funkcjonariusz, ten, który ma chronić nasze prawa, ten który ma Nam być pomocny i w końcu ten, który swoją kulturą osobistą powinien zasłużyć sobie na nasze zaufanie okazuję się zwykłym prostakiem, który traktuję Ciebie jak kogoś gorszego od siebie. Wczoraj, mój mąż dostał telefon z informacją iż mam się stawić jutro (tj.22.11) o godzinie 10:00 w charakterze świadka na IV Komisariacie Policji w Lublinie, no więc poszłam. Jest to nowy budynek, nie dawno postawiony i wygląda bardzo ładnie, nad wejściem głównym na ścianie ma wielką odznakę, parking spory oczywiście tylko dla funkcjonariuszy i interesantów. Znalazłam jedno miejsce i zaparkowałam. Gdy szłam do wejścia zwróciłam uwagę na bardzo dokładnie wysprzątane otoczenie całego obiektu. Trawa była tak wygrabiona jakby ktoś od rana grzebieniem ją przeczesywał. Weszłam. Wnętrze było czyste i nie budziło moich zastrzeżeń. Przeszłam przez pierwsze drzwi, drugie i gdy złapałam za trzecie, które oczywiście były zamknięte z okienka, które się raptownie otworzyło wyjrzał pan i warknął "zaraz pani wyrwie klamkę", przeprosiłam (chodź nie miałam za co, ledwie dotknęłam te drzwi i nie widziałam na nich żadnej informacji o tym, że jest jakikolwiek zakaz wchodzenia bądź łapania za klamkę). Podeszłam do tegoż pana, powiedziałam w jakiej sprawie. Pan bez słowa przyjął wiadomość i zamknął mi przed nosem te magiczne okienko zrobione z lustra weneckiego. Trochę byłam zdumiona, bo mogłam chociaż usłyszeć "chwileczkę" albo "zaraz się dowiem", a tu po prostu takie bezczelne zachowanie. Postałam chwilę przy tym okienku i gdy po 5 minutach nikt nie wyjrzał usiadłam sobie na krzesełkach przygotowanych dla oczekujących interesantów. Siedziała tam jedna pani, po której minie widziałam, że nie czeka chwilki lecz troszkę dłużej, bo co chwila zerkała na zegarek i potupywała nogami. No nic. Siadłam i czekam, i czekam, i czekam... i po 45minutach doczekałam się pani, która jak się okazało, sama do końca nie wiedziała po co ja przyszłam i to mnie się pytała czy może nie wiem kto prowadzi tę sprawę. No może gdyby sprawa dotyczyła bezpośrednio mnie, to bym wiedziała -ale w charakterze świadka? Niby skąd. Pani zaprowadziła mnie do pokoju i poprosiła mnie bym poczekała, wow, nic nowego, czekałam 45min mogę jeszcze trochę. Słyszałam jak na korytarzu rozmawiała z jakimś mężczyzną, że ona nie zna sprawy, akt też nie może znaleźć i ona sama się zastanawia kto i po co po mnie dzwonił. No tak, bo najlepiej zawrócić człowiekowi gitarę, zająć mu pół dnia, bo może przypadkiem nie ma innych rzeczy do zrobienia. Pani wróciła, spisała mój opis wydarzenia, bez większych szczegółów. Mi tam specjalnie na szczegółach nie zależało, chciałam tylko się stamtąd wydostać i mieć to z głowy. Gdy wychodziłam już z komisariatu widziałam jak pan w dyżurce wydziera się na gościa, który był pod lekkim wpływem alkoholu. Ja się może nie znam, ale jako zwykły obywatel patrząc na to wszystko z boku, jakoś mi tu nic do siebie nie pasuje. Mam tylko nadzieję, że już nigdy nie dojdzie do spotkania mojego z jakimkolwiek funkcjonariuszem policji, a już tym bardziej z tym komisariatem. Straciłam 1,5h na 15min przesłuchania, super.