"Cis" został wybrany przez klienta naszej firmy jako miejsce kilkudniowego szkolenia, które miałem przyjemność prowadzić. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Zadbany, z fantazją zaprojektowany budynek, wygodne, czyste pokoje (bezprzewodowy Internet), sympatyczna i kompetentna obsługa, wykazująca nienahalną troskę o każdego klienta, warunki znakomite pod każdym względem i dla każdego "zastosowania". Bardzo dobre wyżywienie, przez cztery dni ani przez moment nie odczułem potrzeby "dojedzenia sobie", bo i jakość i ilość jedzenia były więcej niż wystarczające. Jeśli do tego dodać wyjątkowo atrakcyjne ceny - mamy idealne miejsce do leniwego odpoczynku, choć dla aktywnych pełno w tamtejszej okolicy ofert sportowo-turystycznych. Ośrodek na prawdę wzorcowy i - choć jestem wybredny - gorąco go polecam,
Dwie rzeczy rzucają się w oczy zaraz po wejściu do sklepu. Pierwsza - brak widocznego personelu, nie licząc jednej pani obsługującej kasę (druga kasa jest pusta). Na stoisku z alkoholem i stoisku cukierniczym nikogo nie ma.
Druga sprawa - brak koszyków w miejscu na nie wyznaczonym. Kilka (3-4) koszyków leży za jedną z kas, na niskim stoliku niewiadomego przeznaczenia.
Na środku części między wejściem do sklepu a wejściem "na salę" stoi wózek na koszyki. Nikomu z obsługi nie przyszło do głowy, żeby przynajmniej go odsunąć na bok (tak w ogóle powinien stać przed sklepem).
W całym rzędzie lad chłodniczych z nabiałem widać spore braki, wyglądające jakby od dawna nikt nie uzupełniał towaru. Tam, gdzie towaru w ogóle nie ma, widać obłażący z półek lakier.
Staję przy wnęce, kryjącej mały "warzywniak". Nieopodal znajduje się stoisko z wędlinami i mięsem oraz z serami. Są tam dwie ekspedientki, zajęte rozmową. Nie zwracają na mnie uwagi, mimo, że na nie patrzę. Obok znajduje się wyjście na zaplecze. Właśnie wchodzi nim na salę kolejna ekspedientka – spogląda na mnie i idzie dalej, w kierunku kas, bodajże z 2-3 kartonami papierosów. Dokładnie po minucie sterczenia przy „warzywniaku” to dużo czasu – jak na stanie) odchodzę.
Na stoisku mięsno serowym klientów obsługuje tylko jedna pani. Kolejka jest wprawdzie minimalna (jedna osoba przede mną i jedna, która wyraźnie zmierza na to stoisko). Kiedy przychodzi moja kolej, muszę chwilę poczekać, bo ekspedientka zajmuje się pieczołowitym poprawianiem ułożenia wędlin. Mimo to na kilku wędlinach tabliczki z ceną i nazwą są odwrócone i niewidoczne dla klienta. Druga pani ekspedientka stoi tyłem do sali i nieśpiesznie wykonuje jakieś bliżej nieustalone czynności (chyba rozpakowuje wędliny).
Zwraca moją uwagę, że niewielka ilość surowego mięsa dostępna do kupienia leży w nieładzie, w kałużach czerwonawego płynu – piersi kurczaka mają jasne i ciemne plamy (świadczące o przesuszeniu?).
Po zakupie paru jeszcze produktów udaję się do kasy. Na stanowisku obok (tzn. przy drugiej kasie) jest pani z personelu, ale jej nie obsługuje – jest zajęta niezrozumiałym dla mnie zadaniem; przekłada z większej paczki puste opakowania po towarach do mniejszej paczki, po czym odchodzi na zaplecze.
Kasjerka która mnie obsługuje nie siedzi na fotelu, lecz zwisa z niego, klęcząc na siedzeniu jednym kolanem. Przy wydawaniu reszty zastanawia się, ile ma mi wydać i przeprasza, bo „coś źle nacisnęłam na komputerze”.
Staję przy stosiku z alkoholem. I czekam. Po około 20 sekundach pani z kasy „zauważa mnie” i zadaje mocno irytujące pytanie: „będzie coś?”. Po moim potwierdzeniu wykrzykuje przez całą salę do swojej koleżanki hasło „alkohol!”. Jeszcze zaledwie kilkanaście sekund i pojawia się ekspedientka. Kupuję butelkę alkoholu, daję banknot o nominale 50 PLN i „końcówkę” monetami. Powinienem dostać 30 PLN reszty, a pani najwyraźniej nie ma zamiaru mi ich wydać (jedynie resztę do „końcówki” – bodajże 50 gr.). Informuję, że dałem 50 PLN. Pani jest niezwykle zdziwiona i zerka na mnie jak na naciągacza. Gdzieś idzie z jakimś wydrukiem. Po chwili wraca z drugą panią i oznajmia, że muszą przeliczyć kasę, bo inaczej nie dojdą, czy faktycznie dałem 50 PLN. I przeliczają. Za mną w kolejce stoją już dwie osoby, za chwilę dojdzie trzecia. Przeliczanie trwa jakieś trzy minuty – jedna z osób z „mojej” kolejki wychodzi ze sklepu. Okazuje się, że faktycznie miałem rację. Pani ekspedienta zwraca mi 30 PLN i przeprasza: „musiałam się zagapić”.
Nie liczyłem ilości klientów – „na oko” było ich, nie licząc mnie, ok. 8 osób. Personel – 5 osób, w tym 3 zajmujące się jakimiś zajęciami innymi niż obsługa kupujących. Dodam jeszcze, że służbowe stroje pań z personelu wydają się niedoprane.
Rodzi się pytanie – czy ktoś w ogóle monitoruje jakość tej placówki? Chyba nie bardzo…
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.