Opinie użytkownika (13)

Pierogarnia "Pod Kogutem"...
Pierogarnia "Pod Kogutem" jest jednym z nielicznych niesieciowych miejsc w Lubinie, do których można udać się zjeść dania obiadowe całą rodziną. W piątkowe popołudnie ruch był bardzo duży, co negatywnie odbiło się na czasie obsługi. W kolejce cały czas stało ok. 5-8 osób, obsługiwanych przez jedną dziewczynę. Ponadto, w międzyczasie dzwonił telefon (firma prowadzi też catering) i obsługa była zmuszona albo ignorować klientów na miejscu, albo nie odbierać połączeń. Z racji dużego ruchu obsługa nie nadążała z przygotowywaniem dań i asortyment był nieco ograniczony. Jednakże osoba przyjmująca zamówienie na bieżąco orientowała się w aktualnie dostępnych potrawach i cierpliwie wyjaśniała każdemu klientowi, co może zamówić. Jakość potraw nie budziła żadnych zastrzeżeń - były świeże, odpowiednio przyprawione i podane na czystych naczyniach. Ja w ramach rekompensaty za długi czas oczekiwania na realizację zamówienia (około 20 minut, choć, uczciwie przyznam, uprzedzano mnie, że to tak długo potrwa), dostałam do zestawu obiadowego większą porcję frytek niż zamawiałam. Sam lokal urządzony jest skromnie, bez jakiegokolwiek przepychu, ale pracownicy dbają o czystość (czysta podłoga, nieklejące się stoły).Reasumując, polecam dla osób samotnych i rodzin, które chcą zjeść po pracy smaczny domowy obiad w przystępnej cenie. Należy się jednak przygotować na spory tłok, ruch, niewiele miejsca i niekiedy wydłużony czas oczekiwania na realizację zamówień.

Agnieszka_2448

12.08.2012

Pierogarnia Pod Kogutem

Placówka

Lubin, Rynek 10

Nie zgadzam się (0)
Nie pierwszy raz...
Nie pierwszy raz jadłam w multifoodzie STP, który we Wrocławiu jest bardzo znaną marką wśród studentów. Myślałam więc, że mam wyczucie, co warto tam zamówić, a czego lepiej się wystrzegać (choć przyznam, że bywałam raczej w STP na Placu Grunwaldzkim niż na Kuźniczej). Pierwszy obrazek, który zapadł mi w pamięć, to żebrząca cygańska dziewczynka, która weszła do lokalu i uczepiła się stolika. Interweniować musiała ochrona (teraz wiem, że są tam oni raczej po to, by zapobiegać takim sytuacjom bardziej niż kradzieżom). Wiele stolików było zajętych, rotacja klientów była dość duża. Nikt z obsługi nie zajmował się jednak wycieraniem stołów, więc nowi klienci musieli siadać przy brudnych stolikach. Kolejka posuwała się dość sprawnie, pani przy kasie była miła, informowała o różnych wariantach promocji i kasowała klientów sprawnie, nie popędzając ich niepotrzebnie. Na razie maluje się dość typowy opis posiłku w studenckim barze, jednak mocno zdegustowała mnie jakość jedzenia. Po pierwsze, sałata była stara, zwiędnięta i miejscami zbrązowiała. Po drugie, fasolka szparagowa była tak łykowata, że trzeba było uważać, by przypadkiem się tym włóknem nie zadławić. Po trzecie (co przelało szalę goryczy) myślałam, że zamówiłam kotlet de volaille, jak głosiła etykieta, jednak po rozkrojeniu okazało się, że pod panierką kryje się... zwykły mielony. Do tego niezbyt dobry mielony, zupełnie bez smaku i aromatu, zleżały w tłuszczu. Przy odnoszeniu tacy na miejsce spotkała mnie jeszcze jedna niemiła niespodzianka - okazało się, że szyny w stojaku są zbyt szeroko rozstawione i tacy zwyczajnie nie da się tam umieścić... Pomimo dość dużego asortymentu i naprawdę niskich cen mam wrażenie, że do STP długo nie wrócę...

Agnieszka_2448

01.07.2011

Multifood STP

Placówka

Wrocław, ul. Kuźnicza 10

Nie zgadzam się (4)
Do badania konsumenckiego...
Do badania konsumenckiego w Opinion przystąpiłam dość nieufnie, nie znając wcześniej tej firmy. Przyznam, że zwabiła mnie możliwość darmowego zjedzenia dwóch talerzy bulionu oraz otrzymanie litra zimnego napoju w gorący dzień. Stanowiska badawcze wyposażone były dobrze, w nowe laptopy firmy HP (działały bez zarzutu), oddzielone były białymi przepierzeniami. Jedyny minus - do sali komputerowej wchodziło się w zasadzie prosto z ulicy, bez żadnego przedsionka. Ponadto, personel nie wyróżniał się niczym spośród ankietowanych (którymi w znakomitej większości byli studenci), więc w zasadzie nie wiadomo było, do kogo się zwrócić po wejściu. Panie zachowywały się dość nerwowo, uwijając się wokół ankietowanych. Do jednej osoby nie była "przypisana" jedna opiekunka, co dodatkowo komplikowało sprawę i, odniosłam takie wrażenie, powodowało małe kolizje. Wszyscy jednak robili dobrą minę do złej gry i mimo fatalnej organizacji badanie przebiegło dość gładko. Wszelkie instrukcje i pytania pojawiały się na ekranie komputera, muszę jednak przyznać, że całe badanie było źle skonstruowane. Pytania się dublowały, często używano różnych stwierdzeń nie zmieniając sensu wypowiedzi. Niektóre pytania były tendencyjne lub brakowało wariantów odpowiedzi (np. w pytaniu o używanie różnego typu bulionów zabrakło zwykłego stwierdzenia "nie używam"). Denerwujące również były pytania o hasła reklamowe, których to w jednym pytaniu (moim zdaniem) umieszczono za dużo (aż 19), a pytań o hasła były dwa. Podczas badania czasem miałam wrażenie, że robi się ze mnie głupka i odbiera możliwość wyrażenia własnego zdania, jednak na końcu nie umieszczono nawet miejsca na ocenę samej ankiety. Mimo wszystko plusem było to, że faktycznie za darmo zjadłam ciepły posiłek i dostałam litr napoju. Pozostało jednak wrażenie niekompetencji i nieprofesjonalności zwłaszcza po przeczącej odpowiedzi na pytanie do personelu, czy mają może wizytówki. Myślę jednak, że (zwłaszcza) młodzi ludzie będą tam wracać, jednak nie w celu dbałości o jakość sprzedawanych w sklepach produktów spożywczych, ale zwyczajnie po to, żeby się najeść.

Agnieszka_2448

01.07.2011

Opinion Test&Taste

Placówka

Wrocław, Psie Budy 7/9

Nie zgadzam się (3)
Kawiarnia Starbucks w...
Kawiarnia Starbucks w budynku Grunwaldzki Center to duży, przestronny lokal ukierunkowany przede wszystkim na biznesmenów i pracowników okolicznych instytucji finansowych, choć nie brakuje tu również studentów, którzy idą do Starbucksa, aby się "przelansić", zgodnie z powiedzeniem, że jeśli nie stać cię na iPoda, kup sobie kubek ze Starbucksa. W porze popołudniowej wiele miejsc jest zajętych, choć nietrudno znaleźć wolny stolik. Szkoda tylko, że jedynie kilka to niskie stoliki otoczone miękkimi, wygodnymi fotelami i pufami (z czego niektóre są ustawione przy oszklonej ścianie od ulicy, dzięki której czujemy się, jakby wszyscy przechodnie zaglądali nam do kubka - ot, urok nowoczesnych kawiarni). Zamówienie składa się przy kasie, gdzie młode, luzacko zachowujące się dziewczę uwija się między kasą a stanowiskiem baristów. Zachowanie obsługi można wręcz nazwać poufałym, czego przykładem jest pytanie o imię podczas składania zamówienia (wołane po przygotowaniu napoju). Szczerze mówiąc, ja mam do tego stosunek ambiwalentny, zwłaszcza że jest to działanie typowo marketingowe, ukierunkowane na kreację wizerunku firmy. W rzeczywistości wołanie po odbiór napoju nie zawsze jest po imieniu (czasem krzyczą nazwę napoju), jest zbyt ciche i następuje tylko raz. Ja byłam świadkiem, że ktoś z odległego końca sali je przegapił i nastąpiła niezręczna sytuacja (na szczęście obsługa wybrnęła z tego dość sprawnie, a i klient był wyrozumiały, choć oczywistym jest, że mogło być gorąco...). Asortyment w Starbucksie jest szeroki - oprócz kaw można wybrać inne napoje, ciasta i kanapki. Dodatkowo wzbogacany jest o ofertę sezonową. Ceny generalnie są wysokie, choć porównywalne z cenami w sieci CoffeeHeaven. Zdecydowanie nie opłaca się tam kupować ciast i kanapek, za to dość opłacalne jest kupowanie kaw - za dosyć wysoką cenę (9-14 zł) dostajemy też ogromną kawę, nawet do ok. 650 ml. Ja zamówiłam najmniejszą kawę latte z syropem migdałowym - plus za i tak dużą pojemność, minus za to, że połowa tej kawy okazała się być mleczną pianką. Przed wyjściem przyglądałam się półce z produktami z logiem Starbucksa (kubki termiczne, pojemniki na kawę i herbatę itd.), bo byłam ciekawa ich cen. Nagle zostałam "zaatakowana" radosnym okrzykiem jednej z osób z personelu, która koniecznie chciała mi pomóc. Przyznam szczerze, że aż się przestraszyłam... Naprawdę, czasem ta ich obsługa jest aż zbyt wyluzowana. Reasumując, Starbucks przyciąga klientów naprawdę dobrym smakiem kawy i jej dużą pojemnością, specyficznym rodzajem biznesowej klienteli, ciszą pozwalającą odpocząć od zgiełku Placu Grunwaldzkiego. Szczerze mówiąc, liczyłam jednak na wyższą jakość obsługi i lepszy sposób przyrządzenia kawy.

Agnieszka_2448

18.06.2011

Starbucks

Placówka

Wrocław, Plac Grunwaldzki 25-27

Nie zgadzam się (5)
O niedawno otwartym...
O niedawno otwartym barze sałatkowo-kanapkowym Fit Apetit przeczytałam we wrocławskim dodatku Gazety Wyborczej i zachęcona pozytywnym opisem postanowiłam na własnej skórze przekonać się o jego jakości. Na wizytę wybrałam porę lunchową, a z racji lokalizacji spodziewałam się na miejscu natknąć na zgłodniałych biznesmenów z okolicznych biur - i faktycznie, podczas mojej czterdziestominutowej wizyty przewinęło się przez bar wiele osób szukających szybkiej i zdrowej przekąski podczas pracy. Bar jest niewielki, w zasadzie większą jego część stanowi część chłodnicza ze składnikami kanapek i sałatek. Menu zawieszono na ścianie, a pod okno wciśnięto wysoką ladę i trzy wysokie barowe krzesła. Dość mało miejsc siedzących, jako że bar został pomyślany raczej do jedzenia na wynos, ale te, które jednak są, okazały się bardzo wygodne. Po zamówieniu kanapki (o jedzeniu za chwilę) i decyzji o zjedzeniu na miejscu pomyślałam, że dziwnie się okazało, że w takim miejscu nie ma kosza na śmieci. Rozglądnęłam się jednak dokładniej i zauważyłam, że został obudowany drewnianym panelem pod oknem - tak dyskretnego i ładnie zaprojektowanego kosza, niepsującego kompozycji całego lokalu, dawno nie widziałam. Aby jednak nie skupiać się tylko na koszu, mogę z czystym sumieniem napisać, że swoim wystrojem bar nawiązuje do idei zdrowego stylu życia (kolory zielony i brązowy, jasne drewno, rośliny na oknie), co daje wrażenie spójnego wizerunku (a to jest nawet ważniejsze od estetyki). Za ladą stoją dwie młode dziewczyny - uprzejme, uśmiechnięte, szybko reagujące na klienta, służące radą, ale i w razie potrzeby dające czas do namysłu. Na wiszącym na ścianie menu znajduje się szczegółowy opis oferowanego jedzenia (kilkadziesiąt propozycji) pod kątem wartości odżywczych, zdrowotnych zaleceń i przeciwskazań (menu ułożone zostało przez dietetyka). Faktycznie, trzeba trochę czasu, aby przez to przebrnąć i wybrać kanapkę odpowiednią dla siebie. Później czeka nas jeszcze wybór pieczywa (wypiekanego na miejscu) oraz ewentualne skomponowanie własnej kanapki. Panie przygotowują posiłki dość powoli, nie tyle nieudolnie, co jeszcze bez wprawy, ale są bardzo skrupulatne i dbają o higienę. Wybór składników jest ogromny i widać, że wszystko jest świeże - w metalowych pojemnikach wyłożono niewielkie porcje składników potrzebnych tylko na bieżąco, a w razie potrzeby więcej przynosi się z zaplecza. Ja zamówiłam kanapkę z serem pleśniowym, pomidorami, oliwkami i rukolą, wszystko na dużej bułce korzennej. Smak kanapki był naprawdę zadowalający, a mnie osobiście powaliło pieczywo - w jeszcze ciepłej bułce faktycznie czuło się nuty korzennych przypraw, całość nie była spieczona i jakże miło różniła się od napompowanych powietrzem marketowych bułek. Po spałaszowaniu kanapki nabrałam ochoty na jeszcze więcej zdrowego jedzenia i zamówiłam koktajl kokosowy. Dostałam go po około dwóch minutach (z zaplecza słyszałam dźwięki przygotowywania go na świeżo) w plastikowym kubku. Podczas picia przez słomkę wyczuwałam wiórki kokosów i kawałeczki owoców ananasa. Muszę przyznać, że taki solidny posiłek sprawił, że poczułam się najedzona (bez uczucia ciężkości) i posłużył mi już jako obiad. Jeśli chodzi o ceny, są dużo niższe niż takie, których się spodziewałam, mając na uwadze tę część miasta i porównania z innymi barami ze zdrową żywnością. Większość pozycji z menu kosztuje 5-7 zł, poza sałatkami (te: 9-15 zł). Za taką jakość jedzenia (i ewentualnie darmowe przyniesienie - w ograniczonej strefie) nie jest to wcale cena wygórowana. Konkludując, jestem naprawdę zadowolona z jakości tego baru. Zarówno estetyczny wystrój, dodająca energii płynąca z głośników muzyka Led Zeppelin, jak i miła, kompetentna i czasem uroczo powolna i skrupulatna obsługa oraz po prostu porządne jedzenie pozostawiły po sobie bardzo pozytywne wrażenie.

Agnieszka_2448

11.06.2011

Fit Apetit

Placówka

Wrocław, św. Antoniego 27/29

Nie zgadzam się (5)
Bar Bazylia od...
Bar Bazylia od bieżącego roku akademickiego z typowej, dość drogiej jak na studencką kieszeń stołówki, zmienił się w bar typu multifood. Ta zmiana przysporzyła mu sporo nowych klientów i można powiedzieć, że stał się on najpopularniejszym miejscem obiadowym studentów Politechniki Wrocławskiej (o ile mi wiadomo, oficjalna stołówka akademicka była w tym czasie remontowana). Dogodne położenie w jednym z największych budynków dydaktycznych PWr w samym sercu głównego campusu to niewątpliwie spora zaleta. Wizualnie kuszą też schludne ciemnobrązowe meble - proste, ale wygodne i estetyczne. Bar jest dość przestronny, przestrzenny - pomieszczenie jest wysokie, strefa ze stolikami jest wyraźnie oddzielona od strefy z jedzeniem i kasami. Stoliki nie wchodzą na drzwi, ale gdzieniegdzie ustawione są zbyt gęsto - klienci muszą się przeciskać, aby dotrzeć do położonych głębiej miejsc. W zasadzie nie powinno się tu mówić o stolikach, a raczej o stołach - dużych, kilku- lub kilkunastoosobowych. Nie ma tu mowy o prywatności, ale z założenia nie jest to miejsce na biznesowy lunch czy romantyczny podwieczorek. Samoobsługa nieco uniezależnia klienta od personalu lokalu - do czynienia z pracownikami ma się jedynie przy kasie. Personel ubrany był w jednakowe, firmowe zielone koszulki. Kasjerki wyglądały na nieco znużone, zmęczone pracą, każdego klienta prosiły o drobne i krzywiły się nieco, gdy ich nie dostawały. Pomimo skwaszonych min starannie i sprawnie wykonywały swoje obowiązki. Dzięki temu raczej nie tworzyły się zbyt długie kolejki, zwłaszcza gdy były otwarte dwie kasy. Trzeba przyznać, że jak na studencką jadłodajnię, Bazylia ma duży asortyment, jednakże tylko w niektórych grupach produktów. Do wyboru było sześć rodzajów sałatek/surówek, różne dodatki węglowodanowe (makarony, ziemniaki, kuleczki ziemniaczane, kasze), jedna lub dwie zupy, cztery rodzaje mięs duszonych lub gulaszowych. Brakowało nieco mięs smażonych; one też najszybciej "schodzą". Cechą charakterystyczną tego baru jest bowiem fakt, że przygotowuje się niedużą liczbę porcji, ale często donosi się coraz to nowe potrawy. Nie da się jednak ominąć wrażenia, że niektóre potrawy są przygotowywane z mrożonek. Bazylia ma naprawdę niewygórowane ceny - koszt posiłku zależy od jego wagi, a nie od składu, dzięki czemu dziewczyny mogą zjeść pełen obiad za maksymalnie 8 zł. Chłopcy zazwyczaj płacą więcej. Popularne jest eksperymentowanie z różnymi potrawami, degustowanie małych porcji, polowanie na często wyszukane potrawy, za które w tzw. normalnych restauracjach płaciłoby się więcej (np. tarta z kurczakiem). Niskie ceny potraw rekompensowane są relatywnie drogimi napojami oraz bardzo drogimi kanapkami i ciastami. Mnie jednak w pełni usatysfakcjonował zestaw: kuleczki ziemniaczane, duszona polędwica i sos podgrzybkowy. Koszt: 5,73zł. Na kawę, herbatę i deser można wstąpić gdzieś indziej, ale według mojej wiedzy nigdzie w rejonie Placu Grunwaldzkiego nie zjemy tańszego i w miarę urozmaiconego posiłku.

Agnieszka_2448

02.06.2011

Bazylia

Placówka

Wrocław, Wybrzeże Wyspiańskiego 23-25

Nie zgadzam się (4)
Moja wizyta w...
Moja wizyta w oddziale banku ING miała być krótka i konkretna - chodziło o wypłatę pieniędzy z konta oszczędnościowego. Pierwsze, co mnie po wejściu uderzyło (a była godzina przed zamknięciem oddziału), to czynne tylko dwa z czterech stanowisk oraz pusty pokój kierownika otwarty na oścież. Co więcej, te stanowiska, które były czynne, to stanowiska, nazwijmy to, "stojące", bez krzeseł, jedynie z wysoką ladą. Jako że były braki w obsadzie, utworzyła się kolejka. Na swoją kolej można było oczekiwać, siedząc na drewnianej ławce pod ścianą, ale kontuar na środku pomieszczenia (lada z przegródkami na ulotki reklamowe) zasłaniał pogląd na postępy. Poza tym, pilnowanie swojej kolejki nakazywało stanie przy owej ladzie, więc nie było większego wyboru. Myślałam, że takiej operacji jak wybranie pieniędzy z konta nie da się zepsuć, ale myliłam się. Uderzyła mnie niedyskrecja pani z obsługi, która o wyłacaną kwotę zapytała mnie werbalnie. O ile wiem, takie informacje oraz np. informacje o stanie konta zapisuje się na małej karteczce. Poza tym, pani powtórzyła tę kwotę na tyle głośno, że zapewne każdy stojący w kolejce ją słyszał. Gdyby nie to, że zabrałam z domu kopertę na pieniądze, pani zapewne by mnie nią nie poratowała, bo nawet nie zapytała o to, czy mam w czym przechować banknoty. Na plus mogę zapisać uprzejmość pani z obsługi - przy całej jej niekompetencji na pewno nie mogę zarzucić jej arogancji czy złej woli. Podobnie wygląd - taki sam jak w każdym innym oddziale, czyli pomarańcz, srebro i trochę drewna nawiązują ściśle do loga banku i tworzą ciepły, acz formalny nastrój. Niewypałem okazała się jedynie lada na środku pomieszczenia, za mało miejsc do siedzenia przy stanowiskach z obsługą oraz de facto brak miejsc siedzących dla oczekujących. Reasumując, nie myślałam, że tak krótka wizyta w banku może pozostawić po sobie niezbyt wrażenie.

Agnieszka_2448

21.05.2011
Nie zgadzam się (12)
Nie była to...
Nie była to moja pierwsza wizyta w Marche. Weekendami trudno tam znaleźć wolne miejsce, a co dopiero wolny stolik; w czwartek jednak nie było tłoczno. Wystrój w tym lokalu można określić mianem rustykalnego - drewniane meble, malunki na ścianach, dużo bibelotów i kwiatów na szerokich parapetach okien. Obsługa (przede wszystkim damska) wpisuje się w ten klimat, nosząc stylizowane na ludowe bluzki i spódnice. Sam lokal pomyślany został jako bazar kuchni świata - wędruje się po nim z tacą, zamawiając potrawy polskie, azjatyckie lub włoskie, w zamian dostaje się pieczątki na kartę, którą okazuje się przy wyjściu. Przyznam, że jest to ciekawa koncepcja na multifood (bo tym Marche jest w rzeczywistości), tyle że ładniej wyglądający, z bogatszym menu i oczywiście wyższymi cenami. Co ważne, w restauracji panował porządek. Zostawiane przez klientów na stolikach naczynia były dość szybko zabierane przez kelnerów i doprawdy nie wiem, kiedy stoły i podłoga były przecierane, ale trzeba przyznać, że były bez zastrzeżeń. Do jedzenia wybrałam pieczonego łososia i pieczone ziemniaczki, po głównym posiłku - kawę mrożoną i ciasto-galaretkę z owocami. Do łososia nie miałam zastrzeżeń - był wart swojej wysokiej ceny - ciepły, soczysty i niezbyt tłusty. Za to ziemniaki były zbyt tłuste, sczerniałe i trochę spalone, w dodatku niektóre kawałki były zdecydowanie za duże. Kawa mrożona była zbyt wodnista, co zapewne było winą zbyt dużej liczby kostek lodu do niej dodanych. Za to ciasto było naprawdę smaczne - galaretka nie była rozwodniona, mocno czuło się smak, a porcja była wystarczająco duża. Jeśli chodzi o obsługę, to zauważyłam kilka mankamentów. Po pierwsze, tace były mokre. Po drugie, siedząc przy stoliku blisko kasy miałam okazję poobserwować pracę pań z obsługi. Owszem, tłoku w lokalu nie było, ale nie może to usprawiedliwiać odchodzenia ze swojego stanowiska pracy i plotkowania z koleżankami. Co gorsza, taki przykład dawała kierowniczka - przez dłuższy czas stała przy kasjerce i rozmawiały, bynajmniej nie o pracy. Ogólnie, miałam wrażenie, że wśród obsługi panował nie tyle chaos, co lekkie rozprężenie. Jak napisałam na wstępie, nie była to moja pierwsza wizyta w Marche. Zazwyczaj trafiałam na bardzo udane jedzenie - świeże, ciepłe i smaczne, co w multifoodach nie jest standardem. Wtedy nawet nieco wyższa cena (bo z pewnością nie jest to lokal na studencką kieszeń) nie bolała tak bardzo. Tym razem po raz pierwszy spotkałam się z niższej jakości posiłkami i obsługą. Za to punkty muszą być odjęte, choć oczywiście w ocenie uwzględnione jest moje pozytywne nastawienie do tego miejsca. Z pewnością jest to jedno z ciekawszych miejsc na gastronomicznej mapie centrum Wrocławia.

Agnieszka_2448

21.05.2011

Kuchnia Marche

Placówka

Wrocław, ul. Świdnicka 53

Nie zgadzam się (11)
Pub Czeski Film...
Pub Czeski Film to jedno z popularniejszych miejsc we Wrocławiu, gdzie można coś zjeść i się napić. Trudno je zaklasyfikować do jednej kategorii - kawiarnia, cukiernia, restauracja, bar, pub. Cechą wyróżniającą Czeski Film spośród innych tego typu lokali jest to, że otwarty jest już od 9 rano. Pozwalają na to dwa poziomy lokalu - góra to tzw. cukrarnia (tam nie można palić), i to ona jest otwarta od rana. Dół to typowy pub z barem alkoholowym otwierany od 15. Nie znaczy to, że wcześniej nie można się tu napić grzańca; wyróżnikiem jest jedynie miejsce, gdzie można się z nim ulokować. Do Czeskiego Filmu przynależy także mały ogródek. Nie trzeba się martwić, że tłumy przechodniów będą się przyglądać temu, co pijemy, bo lokal jest umiejscowiony w podwórzu hotelu Dwór Polski. Pewna odległość od ulicy gwarantuje odrobinę więcej prywatności niż w lokalach w Rynku czy na Placu Solnym. Wystrój w środku jest ciekawy i tworzy ciepły nastrój - małe stoliki, wygodne, dość niskie fotele, starocie, zdjęcia czeskich browarów i plakaty z czeskich filmów to elementy, dzięki którym wewnątrz jest przytulnie, ale i nieszablonowo, z nawiązaniem do nazwy tego miejsca. Ponadto na parapecie okna leżą bieżące gazety, do poczytania dla gości. Z głośników płynie muzyka rockowa - raczej nie usłyszymy tam najnowszych radiowych hitów, a raczej sprawdzoną ponadczasową klasykę. Miła obsługa w postaci młodych dziewczyn sprawnie obsługuje wszystkich gości, a co najważniejsze, nie narzuca się. Zamówienia są skrupulatnie spisywane i realizowane w zadowalającym czasie. Menu jest bardzo obszerne i obejmuje napoje alkoholowe (kilkadziesiąt rodzajów), bezalkoholowe, przekąski, śniadania i dania nadające się na lunch - dzięki temu można tam siedzieć długo, nie kursując między kolejnymi barami w poszukiwaniu raz to jedzenia, raz picia. Co do samej oferty, ogromnym plusem Czeskiego Filmu są sezonowe potrawy - co jakiś czas pojawia się nowa karta menu związana z daną porą roku. Przykładowo, jesienią były to czekoladowe przysmaki, zimą kilkanaście rodzajów grzańców, zaś obecnie wiosną - zielone menu obejmujące np. pierogi ze szpinakiem, zielone naleśniki, jak i zielone shake'i czy drinki. Ceny również nie są wygórowane - za porcję pierogów trzeba zapłacić 7zł, a za shake'a 7,5zł. Specjalnością Czeskiego Filmu są ciasta, szczególnie ciasto czekoladowe, podawane z czekoladowym sosem. Porcje są duże, a ciasta zazwyczaj świeże, ponieważ trzymane są pod szklanym kloszem, a nie na wierzchu. Oczywiście, nie wszystko jest tak wspaniałe i różowe. Można się dopatrzeć kilku minusów - jak na pub, Czeski Film zamykany jest dość szybko (najpóźniej o 2 w nocy), jest zbyt mało menu (tylko sześć sztuk, a w dodatku zazwyczaj trzeba się po nie pofatygować samemu), a żeby zapłacić, trzeba podejść do kontuaru samemu. Nie ma to szczególnie dużego wpływu na moją ocenę - jest to bowiem jedno z najciekawszych miejsc na gastronomiczno-rozrywkowej mapie Wrocławia. Cenne również z tego względu, że odwiedzane jest zazwyczaj przez bardzo kulturalnych ludzi, więc jest bezpieczne i w miarę spokojne.

Agnieszka_2448

14.05.2011

Czeski Film

Placówka

Wrocław, Kiełbaśnicza 2

Nie zgadzam się (14)
Bar Witek to...
Bar Witek to jedno z popularniejszych miejsc w centrum Wrocławia, gdzie można zjeść tosty i zapiekanki. Zwłaszcza w porze obiadowej pełen jest zarówno elegancko ubranych pań i panów z aktówkami, jak i studentów, z racji mieszczących się w pobliżu obiektów Uniwersytetu Wrocławskiego. Na wstępie pragnę zaznaczyć, że tego typu bar może być oceniany tylko w porównaniu z innymi tego samego typu - trudno byłoby porównywać wystrój czy obsługę baru szybkiej obsługi i Piwnicy Świdnickiej... Wystrój baru jest dość ascetyczny. Sześć ciasno poustawianych stolików, przy każdym cztery tanie, ale wygodne krzesła. Obsługa dba, aby zawsze było czysto i schludnie. Kontuar jest nieduży, umiejscowiony blisko wejścia, stąd często brakuje miejsca na ustawiającą się długą kolejkę - ostatni stoją już na zewnątrz. Główna ściana baru jest przeszklona, co daje dużo światła, ale jednocześnie czyni wrażenie, że przechodnie zaglądają jedzącym do talerza. Zamówienie składa się samemu, wybierając posiłek z menu wiszącego nad ladą. Wszystkie tosty i zapiekanki przygotowywane są na miejscu ze świeżych produktów - nie ma mowy o wkładaniu mrożonek do mikrofalówki. Skąd o tym wiem? Sprzęt służący do zapiekania jest widoczny dla klientów, a nie schowany na zapleczu - kolejny punkt, przy którym można by dyskutować, czy jest to mankament, czy zaleta. Ceny tostów są może nieco wyższe niż w punktach mieszczących się w przejściach podziemnych, ale za 7-8 zł otrzymujemy ogromnego tosta z mnóstwem dodatków, którego nawet nie da się wziąć na raz do ust. Zdecydowanie, taki tost może posłużyć za obiad (kobiecie; dla mężczyzny jest to solidny lunch). Tosty podawane są na papierowych talerzykach, zaś do pomocy w jedzeniu można wziąć z pojemnika plastikowe sztućce, trochę zbyt kruche jak na zapieczone pieczywo. Ponadto, oprócz kilku rodzajów tostów i zapiekanek, mamy do wyboru ciepłe lub zimne napoje. Wybór raczej standardowy, jedyna ciekawostka to osobno płatne do herbaty: cukier i cytryna. Podobnie jest z keczupem do tostów. Drobiazgowość iście poznańska. Muszę jednak przyznać, że jak na tani bar jakość posiłków i obsługi są dość wysokie. Do smaku tostów naprawdę nie można się przyczepić - robione dla każdego klienta dopiero po złożeniu zamówienia są ciepłe, chrupiące i świeże. Obsługa nadąża z przygotowywaniem posiłków, a korzystając z mniejszego tłoku dyskretnie krąży po barze, poprawiając krzesła, przecierając stoły czy podłogę. Szkoda tylko, że nie poszerza się asortymentu o np. tortille. Rozumiem jednak, że jest to bar ukierunkowany konkretnie na tosty i jako taki plasuje się w klasie wyższej-średniej w swojej kategorii.

Agnieszka_2448

07.05.2011

Witek

Placówka

Wrocław, Wita Stwosza

Nie zgadzam się (6)
Restauracja Pizza Hut...
Restauracja Pizza Hut jest jedną z nielicznych w galerii Cuprum Arena, gdzie można zjeść coś innego niż zwyczajny fast food, stąd jest popularna wśród rodzin oraz osób w wieku studenckim i starszych. Młodsi wolą odwiedzać fast foody, ponieważ odstraszają ich zdecydowanie wyższe niż tam ceny. Na posiłek w Pizza Hut wybrałam się z mamą nie po raz pierwszy. Przy wejściu ustawiono tablicę z prośbą o oczekiwanie na kelnera, który wskaże miejsce siedzące, jednak nikt tam nie dyżurował ani nawet w tamtą stronę nie zaglądał. Zajęłyśmy więc miejsce same, przeciskając się między ciasno ustawionymi stolikami. Od razu uderzyła nas głośna i nachalna muzyka, jakże inna od smooth jazzu, którego czasem można wysłuchać w spokojniejsze niż sobota dni. Ponadto, lokal znajduje się na parterze przy atrium, gdzie akurat odbywała się impreza kulturalno-rozrywkowa. Muzyka z atrium i w restauracji wydawały się ze sobą konkurować głośnością i przyciąganiem uwagi klienta. Efekt: fatalny. Dość szybko pojawiła się jednak sympatyczna dziewczyna, która przyniosła ładnie wydane, laminowane menu oraz zaproponowała ofertę specjalną - zestaw: przystawkę, makaron oraz napój. Podziękowałyśmy i dałyśmy sobie chwilę na zastanowienie. Jednakże po chwili pojawiła się inna dziewczyna, która była gotowa przyjąć zamówienie. Zbyt szybko i nachalnie. Znów grzecznie podziękowałyśmy. Na kolejny "atak" kelnerki nie trzeba było długo czekać - tym razem jednak złożyłyśmy zamówienie, wybrane z oferty specjalnej. Chciałyśmy jako napoje wybrać kawę i herbatę, ponieważ znajdowały się one na karcie oferty specjalnej, ale kelnerka uświadomiła nas, że wybrać możemy tylko spośród zimnych napoi (a żadnej takiej adnotacji w menu nie było...), co zmuszone byłyśmy uczynić. Pierwsze na stole pojawiły się zimne napoje. Myślałam, że stanie się to szybciej, ale nie było źle. Gorszy był sam sposób podania. Do zimnej, wilgotnej szklanki nie dodano podkładki, więc po chwili niewielki stół się lepił, co przeszkadzało w przeglądaniu dostępnych dla klientów gazet. Później pojawiły się przystawki - smaczne, odpowiednio podane. Danie główne przyniesiono nam jeszcze gdy jadłyśmy przystawki, co wprowadziło trochę zamieszania. Uważam, że przy tak niedużej liczbie gości kelnerzy powinni wyłapywać wzrokiem klientów i przynosić im jedzenie dopiero po zjedzeniu poprzedniego dania, tak, aby wymiana talerzy była płynna. Jedynym mankamentem makaronu z pieca było to, że wydawał się trochę za suchy. Część makaronów-kokardek przypiekła się i przykleiła do ścianek naczyń. Bezpośrednio po posiłku byłyśmy gotowe uiścić rachunek, jednakże tak jak przy wejściu czułyśmy się aż rozpieszczane przez skaczący wokół nas personel, to pod koniec wizyty trudno było chociażby nawiązać kontakt wzrokowy z kimś z obsługi, aby poprosić o rachunek. W trakcie wizyty nikt też nie zapytał nas o opinię na temat potrawy ani nie zaproponował deseru lub ciepłego napoju. Męcząca muzyka oraz interakcja z kelnerami sprawiła, że na kawę i deser poszłyśmy w inne miejsce, jednak nadal uważam, że w Cuprum Arenie Pizza Hut jest najlepszym miejscem na smaczny, sycący, pełnowartościowy posiłek, za który jednak trzeba odpowiednio zapłacić.

Agnieszka_2448

06.05.2011

Pizza Hut

Placówka

Lubin, Sikorskiego 20

Nie zgadzam się (4)
Do tego sklepu...
Do tego sklepu w Galerii Cuprum Arena trafiłam niejako przypadkowo, usiłuąc znaleźć nietypowe rozmiary biustonoszy. Zrezygnowana po bezowocnych poszukiwaniach zdecydowałam się wejść do sklepu Esotiq, choć bez przekonania - zawsze wydawał mi się drogi i luksusowy, mimo że nigdy tam nie byłam (znaczy to, że chyba dobrze kreują swoją markę). Spotkało mnie miłe zaskoczenie, ponieważ ceny były przystępne - nawet o połowę niższe niż u konkurencji, a towar zachwycał różnorodnością wzornictwa i starannością wykonania. Większość asortymentu była wywieszona na wieszakach, a nie schowana w szufladach, co dawało większy pogląd w zakresie oferowanych rozmiarów. Nad klientkami czuwał dwuosobowy personel, działający kompetentnie i bardzo dyskretnie, w sposób nienarzucający się (choć miałam wrażenie, że jakość obsługi poprawiła się znacząco dopiero po wyraźnych sugestiach, że zamierzam stamtąd wyjść z zakupami). Po wejściu w interakcję z jedną z pań dowiedziałam się, że oferta obejmuje również atrakcyjne promocje - zakup kompletu bielizny premiowany był wysoką zniżką; nie wiem, czy same ekspedientki zdawały sobie sprawę z tego, że cena kompletu była niższa niż cena samego biustonosza. W sklepie spędziłam prawie godzinę i przez cały czas czuwała nade mną jedna z pań, która ofiarnie przynosiła mi do przymierzalni kolejne komplety - łącznie 8, z których dopiero ostatni pasował. Zaoferowała również zakup żelowych wkładek do biustonosza w dość atrakcyjnej cenie, a przy samym zakupie do kompletu bielizny dołączyła gratis kilka wkładek z materiału. Oczywiście było również kilka niedociągnięć, które rzutują na ogólnej ocenie. Pani ekspedientka zachowywała się bowiem tylko jak ekspedientka - przynosiła i odnosiła kolejne części garderoby, nie służyła zaś radą w zakresie doboru modelu czy też samego zakładania stanika. Nie oczekiwałam bynajmniej profesjonalnej brafitterki, ale liczyłam chociażby na zmierzenie centymetrem krawieckim odpowiednich wymiarów. Rozczarowało mnie też dość mocno urządzenie przymierzalni. Wokół wejść do dwóch kabin (dość mało!) poustawiane były pudła z nierozpakowaną bielizną, w których w razie potrzeby grzebano, aby znaleźć odpowiedni rozmiar. Sama kabina była ciasna, niewyposażona w chusteczki odświeżające. W jednym z zachodnich sklepów spotkałam się nawet z atłasowym szlafrokiem dla klientek, aby mogły one chodzić po sklepie, nie musząc się co chwila ubierać i rozbierać. Tutaj tego nie było, ale zastosowano zastępczy środek - przycisk z dzwonkiem przywołujący personel. Pomysł może nieoptymalny, ale mimo wszystko dobry i również rzadko spotykany w sklepach z bielizną, zwłaszcza w dużych galeriach handlowych. Muszę jednak przyznać, że wyszłam z tego sklepu z uczuciem satysfakcji z dokonanego zakupu - stosunek ceny do jakości okazał się całkiem wysoki.

Agnieszka_2448

04.05.2011

ESOTIQ

Placówka

Nie zgadzam się (2)
Moja wizyta w...
Moja wizyta w salonie miała na celu rozwianie wątpliwości dot. pewnej oferty promocyjnej, a mianowicie zapytania, czy oferty promocyjne się łączą. Na jednej z ulotek pewna oferta, oznaczona jedną gwiazdką, takiej adnotacji nie miała, zaś inne, z innymi oznaczeniami - tak. Opowiedziałam o tej nieścisłości konsultantce i poprosiłam o wyjaśnienia, zaś ona powiedziała, że "przecież jest napisane, że oferty promocyjne nie łączą się". Na moje kilkukrotne uwagi, że wskazuje mi ona wyjaśnienia do innego podpunktu, usłyszałam: "Proszę pani, to ja tu pracuję, wiem co tu pisze i do czego się to odnosi". Spróbowałam raz jeszcze, pytając o ilość gwiazdek oznaczającą poszczególne oferty, na to zaś odpowiedź brzmiała, że "ilość gwiazdek nie ma tu nic do rzeczy". Skapitulowałam. -4 za wiedzę i kompetencje, ponieważ nie sprawdzałam wiedzy konsultantki w zakresie oferowanych produktów, a jedynie ofert specjalnych. +4 za wygląd miejsca, bo raczej nie było do czego się przyczepić. Jednakże zdecydowane -5 za zachowanie, co przeważyło na całościowej ocenie.

Agnieszka_2448

02.05.2011

Yves Rocher

Placówka

Lubin, Sikorskiego 20

Nie zgadzam się (0)

Strefa Gwiazd Jakości Obsługi