Był już zmierzch, gdy wstąpiliśmy na tę stację paliw Orlenu, 24 września. Mąż zajął się aspektami samochodu na podjeździe, ja udałam się do sklepu/kasy, gdzie z uśmiechem przywitała mnie elegancka, zadbana pani Elżbieta, kobieta w średnim wieku o przyjemnym sposobie bycia, która wypełniła wszystkie powinności, wymagane standardem, dopełnione własną osobowością. Stąd nie można wyjść bez uprzednio naliczonych punktów Vitay czy propozycji dodatkowego zakupu, innego niż cel wizyty. Szkoda, że w ofercie ciastek/dodatków do kawy, nie mają croissantów, byłyby świetnym dopełnieniem ofert (wiele Orlen-ów je ma). W krótkiej wizycie, dało się zauważyć sprawną organizację obsługi, klient, który wszedł za mną, był równocześnie obsłużony przez inną panią. Na podjeździe, pracownik stanowiskowy, uczynnie pomagał części klientów, których, akurat było wielu – każde stanowisko dystrybutorów, było w ”ruchu”. Ogólny wizerunek, to ład, przestrzeń i uporządkowane, artykuły handlowe, także zaplecze sanitarne - utrzymane było w estetycznej higienie.
Pstrąg na tle słońca, to coś w rodzaju loga, widniejącego nad wejściem do restauracji tej smażalni, gdzie, od czasu do czasu, fundujemy sobie pstrąga z grilla z dodatkami – taka alternatywa na ”małego lenia” obiadowego. Profesjonalna obsługa – sam szef kuchni jej dokonał, mężczyzna postawny o pogodnym usposobieniu i radosnym sposobie bycia. Czas oczekiwania, to czas grillowania pstrąga, smacznego, estetycznie podanego przez pracownicę. Przyjemnie zaaranżowane otoczenie, dopełniło pozytywnych wrażeń. Klient ma wybór miejsca konsumpcji – w lokalu lub na zewnątrz, na powietrzu. Polecam, bez względu na cenę, która, jednak nie jest ”z kosmosu”, choć nie niska.
Cukiernia mieści się tuż przy wejściu/wyjściu do/z Kaufland-a i wchodząc, dojrzałam ciasteczka orkiszowe, bo były sporych rozmiarów. Dotąd, nie miałam okazji spróbować, tego rodzaju wypieków, dlatego, po zrobieniu zakupów w Kauflandzie, zatrzymałam się przy tej placówce handlowej – sklep/stoisko, zanim na dobre wyszłam. Trochę mnie zaskoczyła organizacja, bo oferują kawę, ciasteczko na tacce do niej, a nie ma ani jednego stolika, że o jakimś krzesełku nie wspomnę. To taka, przyjazna oferta w niekomfortowej okoliczności – strefa przejścia klientów, Kaufland-a. Chętnie zjadłabym to ciastko na miejscu, ale nie na stojąco, gdzieś z boku. Obsługujące panie – miłe i grzeczne, odziane w beżowe fartuszki. Wyroby zróżnicowane, prezentowane w przeszklonych gablotach/chłodniach, a ceny do przyjęcia, choć nie ”rzędu” zniżonego. Natomiast ciastko, okazało się bardzo smaczne, ale jadłam je w drodze, więc nie było możliwości do-kupienia.
Mars, zwany Czerwoną Planetą, jest ciągle tajemnicą w swym istnieniu, której ”rąbek” uchylili pracownicy NASA, w swych wieloletnich badaniach – zinterpretowano obecność wody, co daje nadzieje na istnienie życia. Media od wczoraj donoszą o tym fakcie, dostarczając ciekawostek, a Google dziś zareagowało i zmieniło swoje logo, akcentując ten doniosły fakt i zaprezentowało kolorowe, animowane Doodle – na tle granatu przestrzeni kosmicznej, jedno ”O” zamieniono w obiekt, imitujący Czerwoną Planetę, który przewrotnie, trochę fikuśnie popija lemoniadę przez słomkę, mruga oczkami i wiruje wokół własnej osi. Niestety, kliknięcie otwiera anglojęzyczną listę stron tematycznych, tu Google się nie popisało – ograniczając, tym samym zakres użytkowników (za to minus), chyba, że ktoś wie jak i włączy tłumacza strony. Nie traktujmy jednak, na wyrost/zbyt światowo użytkowników, pozostańmy ”nasi”, językowo, zachowując, mimo wszystko, tożsamość.
Będąc w okolicy, 24 IX, wstąpiłam na zakupy do Kaufland-a, gdzie spotkałam się, zarówno z przychylnością i sympatią, jak i, z pewnego rodzaju ”zbyciem”. Bardzo pomocna okazała się pani, wykładająca artykuły promocyjne (akurat promocyjne wkłady wymienne do zniczy), do koszy w głównej alei – zaprowadziła do poszukiwanego artykuły, zostawiając swoje czynności, na chwilę. Mniej życzliwości miała pani w dziale chemii gospodarczej – nawet nie wyprostowała się (była schylona), gestem ręki z palcem wskazującym, wskazała kierunek w głąb sklepu - ”tam”, gdy spytałam o ekspozycje garnków. Pełną kulturę, takt i przyjazny sposób bycia, prezentowała kasjerka Dorota, zadbana i miła w kontakcie słownym. Zaopatrzenie sklepu, spełniło moje oczekiwania, mogłam swobodnie przejrzeć dodatkowy, nie-zakupowy asortyment, panowały tutaj, ład i porządek (w każdym aspekcie), było dużo promocji, widocznych w każdym dziale prezentacji.
Dziękujemy za zgłoszenie obserwacji na temat naszej firmy, a w szczególności marketu w Oławie.
Opinia naszych Klientów na temat funkcjonowania sklepów Kaufland oraz jakości naszych produktów jest dla nas bardzo ważna.
Z uwagi na fakt, iż zawsze staramy się polepszać jakość naszych usług, każda opinia, zarówno krytyczna jak i pozytywna, jest dla nas bardzo cennym źródłem informacji. Pragniemy poinformować, iż wszystkie Pani uwagi przekazaliśmy zarówno dyrekcji marketu jak i dyrekcji regionalnej,
aby usprawnić dziedziny, które zostały ocenione negatywnie.
Mamy szczerą nadzieję, że dzięki naszej urozmaiconej ofercie produktów, ich wysokiej jakości i niskim cenom pozostanie Pani nadal naszą Klientką.
Pozdrawiamy, Kaufland Team
.
Anna, Krystyna i...
Anna, Krystyna i inne panie, pracownice zmiany na tym Orlenie, w dniu 24 września, to bardzo miłe, sympatyczne osoby o przyjemnej aparycji i takiej, swoistej pogodzie ducha z zachowaniem taktu. Pełna kultura obsługi, ład i estetyka dookoła, a organizacja na najwyższym poziomie. Tu nie czekało się w długiej kolejce, tu panie ”uruchamiały” natychmiast, dodatkowe stanowisko obsługi. Skorzystałam z myjni i kilku innych ofert, bo są tu dostępne, a wśród nich, m.in. Stop Cafe Bistro, kompresor, higienicznie estetyczne toalety, odkurzacz, czy doskonale zaopatrzony sklep. Dało się odczuć dbałość, o komfort i wygodę klientów. Cała wizyta przebiegła sprawnie i jedyne, co może być podsumowaniem wizyty, w ogólnym sensie – rewelacyjnie.
W Auchan bardzo często zmienia się prezentacja/układ towarów handlowych, ale tylko ta na wejściu, gdzie eksponuje się, wybrane, co jakiś czas kategorie. Jak się zorientowałam, to zmiana zachodzi w ciągu tygodnia. W dniu 19 września, ”witały” łakocie i słodkości, oferowane w większych opakowaniach i dość atrakcyjnych cenach – idealna oferta dla tych, co potrzebują znaczne ilości. Ten przestronny sklep pozwala na swobodę zakupów, a przejrzyste prezentacje w działach z opisem alejek, ułatwiają klientom orientację. Trochę zawiodłam się w dziale piekarniczym, gdzie zamierzałam główne zakupy zrobić, w związku z oczekiwanymi gośćmi. Tak jakoś skąpo było w wyborze, co do różnorodności, znacznie mniej niż we wrocławskim sklepie, na Bielanach, ale jest on zdecydowanie większą placówką. Nie oznacza, że nic nie wybrałam, ale tak, nie do końca zaspokoiłam potrzebę. Dość duża ilość czynnych kas, dawała możliwość, stosunkowo krótkiego czasu na finalizację dokonanych zakupów, którą dokonałam w kasie nr 9, gdzie swoje obowiązki realizowała miła, grzeczna i uśmiechnięta pracownica, o schludnym, estetycznym wyglądzie i nawet nie zdziwiła się, gdy podałam jej kartę skarbonki, choć o nią nie prosiła, także klientów przede mną.
17 urodziny Google, „zdradziła” dzisiejsza grafika Doodle – baloniki, urodzinowe czapeczki, stacjonarny komputer i inne, kolorowe gadżety. Składam najlepsze życzenia urodzinowe, życzę dalszego, szeroko rozumianego rozwoju. Dziękuję Wam za to, że jesteście i wspomagacie mnie i innych użytkowników swoimi możliwościami. Dajecie ich wiele i wciąż udoskonalacie. Wasza wyszukiwarka jest narzędziem codziennego użytku, które bardzo mi pomaga, jest świetnie zorganizowana i sprawnie funkcjonuje. Nie byłabym sobą, gdybym tego nie doceniła.
Np. ziemniaki – bardzo dobry gatunek, świeże, podobnie jak inne warzywa czy owoce. Zaopatrzenie – super, a ceny porównywalne w stosunku do innych marketów. Ogólny wygląd – bez najmniejszych zastrzeżeń, natomiast obsługa kasowa – nie do końca dobrze zorganizowana, w sobotę, 19 września. Kolejka sięgała do regałów z alkoholami, niektórzy mieli wypełnione wózki i widać było zdenerwowanie na twarzy kasjerki Justyny, która, zerkając na oczekujących do kasy klientów, jakby ”przyspieszała” kasowanie kolejnych produktów, ale nie przywołała dodatkowego kasjera, tak jakby, wśród obecnych w sklepie pracowników, nie było upoważnionej, do tych czynności osoby. W czasie bezpośredniej obsługi, kasjerka zachowywała profesjonalne traktowanie, nic z obowiązków jej nie umknęło. Wystarczająco długo stałam w kolejce, aby to widzieć, przy poprzedzających klientach. Są takie artykuły, po które wstąpię do Tesco i niekoniecznie cena, jest tego powodem, co jednak, nie musi oznaczać rewelacji, w odczuciach po wizycie.
Generalnie nie mam zastrzeżeń, co tej stacji paliw Orlenu, ale im więcej wizyt, tym baczniejsze obserwacje. Wczesnej nie rzucał mi się w oczy takie elementy, jak np. kurz na eksponowanych do sprzedaży artykułach. Tymczasem, gaśnica – fajnie, że jest do kupienia, ale mniej estetycznie, gdy stoi zakurzona albo podpałka do grilla – super, że można ją tu nabyć, ale pojemniki były tak zakurzone, jakby od miesięcy nikt tego nie doglądał (zakrętki płynnej podpałki, były prawie czarne od warstwy kurzu, na szczycie). Są artykuły bardziej lub mniej ”chodliwe”, to normalne dla każdej placówki, ale estetyka prezentacyjna, powinna być w szczególnej uwadze pracowników. Przykro to pisać, ale nasunęła mi się taka refleksja, że tutaj, sprząta się, chyba tylko ”centrum”, bo wizualnie było idealnie, a w szczegółach (niektórych) – ideał, jakby zanikał. Co do obsługi – było idealnie, zachowanie pana Tomasza, też było nienaganne, a co do ofert – zrealizowałam cel tego postoju, 19 IX. Jednak, drodzy pracownicy, ściereczka, aż ”prosi się” użytkowania.
Miejscowy oddział Poczty Polskiej, to solidny usługodawca sprawnego przekazywania przesyłek, dba o komfort i wygodę odbiorcy, oszczędzając jego czas. O tym, przekonałam się 17 września, gdy nie było mnie w domu, a otrzymałam przesyłkę-paczkę. Zadzwoniono na moją komórkę (miła pani-pracownik/doręczyciel), aby umówić się na ewentualny odbiór, nie było możliwości, abym odebrała w danym momencie, ale mogłam wskazać inną osobę, u której pozostawiono paczkę. Zadbano o to, aby przesyłka dotarła do mnie jak najszybciej (jeszcze tego samego dnia), abym nie musiała fatygować się po nią, w kolejnych dniach do urzędu. Taka forma obsługi bardzo mi odpowiada – najsprawniej, jak to możliwe.
Przy zakupie NC+, poinformowano mnie, że sygnał zostanie aktywowany w ciągu 2 godzin, jednak tak się nie stało, więc byłam zmuszona zadzwonić na infolinię, choć zestaw został zmontowany, dopiero po 6 godzinach od zakupu. Zawsze wkurzają mnie komunikaty reklamowe i wysłuchanie opcji wybierania, ale tak już jest i trzeba przez to ”przejść”. Gdy w końcu przeszłam przez kolejne etapy weryfikacji, dokonywanej przez kolejne zgłaszające się osoby (zawsze wybierałam polaczenie z konsultantem), ”dotarłam” do właściwego rozmówcy i zanim skończyła się nasza rozmowa, na platformie NC+ pojawił się obraz i dźwięk – sygnał dotarł, niemal natychmiast. Od rozmówczyni, dowiedziałam się także o pakietach telewizyjnych, dołączonych na 3 miesiące, które dezaktywują się same, nie powiększając kwoty mojego abonamentu, automatycznie. W sumie byłam bardzo zadowolona z rozmowy i obsługi, choć dotarcie do rozmówczyni było denerwujące.
Tak mi wypadło, ze 15 IX tankowałam paliwo, na tym Orlenie. Trafiłam na dostawę paliwa, więc obsłużyć musiałam się sama, bo pracownik podjazdu był zajęty. Były rękawiczki, nie było problemu i tego dnia, była dość atrakcyjna cena Vervy i dodatkowo skorzystałam z rabatu 20 gr/litr oraz dodatkowych, znacznych punktów, Vitay. Obsługę kasową stanowiły dwie sympatyczne dziewczyny, Marzena i Ola. Z drugą miałam bezpośredni kontakt, profesjonalny w traktowaniu powinności, wdzięk i kultura nie były jej obce. Wszędzie panował porządek, także handlowy w prezentowanych ofertach. Wizyta przebiegła sprawnie, w przyjemnej atmosferze.
Centrala Rybna w Brzegu, to coś w rodzaju placówki, typu”2 w 1” – sklep i bar rybny, gdzie, oprócz zakupów, można zjeść smaczną, smażoną rybę. Są tu też sałatki z majonezem, do wyboru – śledziowa, wegetariańska, jarzynowa i inne. Miła, starsza panie przygotuje zamówienie, zarówno ”na miejscu”, jak i ”na wynos”. Potrawy z ryb są dość drogie, ale nigdzie nie są tanie, a za cenę specyficznego zapachu ryb, warto skorzystać, z ofert konsumpcyjnych tej placówki. Było tu czysto, zapach specyficzny, ale to miejsce ”rybne” i tylko taki asortyment posiadają, więc traktuję to poza-opiniowo. Atmosfera i jakość smażonych ryb, mają główne znaczenie, dlatego zaglądam tu, nierzadko.
W dniu 13 września, z uwagi na odległą wycieczkę niedzielną, zatrzymywaliśmy się na kilku stacjach paliw Orlenu. Ta w Tychach, była ostatnią, postojową, gdzie bardzo krótko ”zabawiliśmy”. Tak się złożyło, że byliśmy jedynymi klientami, a obecna na zmianie dziewczyny, znudzone siedziały na kanapach, w kąciku konsumpcyjnym, jedna skulona, nawet na ”dzień dobry” nie zareagowała, nie mówiąc już o tym, by uprzedziła powitanie. Druga przymierzała sobie okulary – asortyment sprzedażowy, jeden z wielu, dostępnych w placówce. Ta właśnie, obsłużyła mnie przy zakupach, ale coś takiego, jak karta punktowa, nie istniało w jej zachowaniu słownym, może to efekt niedzielnej ”nudy”, a może ona "tak ma". Gdy czekała na płatność, sama jej ją wręczyłam, bez słowa wzięła i zrobiła, co należy. Obsługa, jak obsługa – swoiste minimum zostało zachowane. W ogólnym wyglądzie – było czysto.
W miejscowości Rdzawka, tuż przy DK 47, znanej, jako Zakopianka, mieści się Gospoda u Harnasia, gdzie 13 IX wstąpiliśmy, aby zjeść obiad. To taki lokal, stylizowany trochę, na wskroś góralsko – ławy, stoły drewniane, boazeria, 2 ”mizerne” poroża, nic ekstra efektownego. Umieszczony pod sufitem, w rogu, telewizor był zbędnym dodatkiem, tego dnia. Część barowa (samoobsługi) to coś na wzór kowbojskiego salonu – wahadłowe/2-skrzydłowe drzwiczki, drewniany okap nad barem. Trochę do ”życzenia” pozostawiał porządek – na podłodze można było nadepnąć resztki jedzenia, serwetka, przy stoliku była wilgotna – zapewne po ostatnim kliencie, bardzo widoczna, umazana palcami klientów boazeria, wokół kontaktu do toalety. Organizacja była dość dobra, choć trafili się klienci, którzy otrzymali część zamówienia, a o resztę musieli się upomnieć, co stworzyło małe zamieszanie i nawet pracownik z kuchni się pojawił (pan z tatuażami). Nie wydaje się tutaj paragonów, ani nr-ów zamówień, pracownica stara się ogarnąć wszystko pamięcią. Jej wygląd nie był rewelacyjny, ale jeszcze nie ”odrażał”. W zestawieniu po wcześniejszej, naszej wizycie w Zajeździe, w Maniowy, pobyt byłby rewelacyjny, ale tylko wtedy, gdyby ocena dotyczyła zestawienia przeciwności. Byliśmy głodni, trzeba było coś zjeść, a tu nie było najgorzej, natomiast jedzenie było smaczne i estetycznie podane, co mogliśmy skonsumować na zewnątrz, przy jednym ze stolików pod parasolem, choć na ”przywołanie” czekaliśmy w lokalu. Na powietrzu, wizualnie było znacznie przyjemniej. Ważne, że potrawy były smaczne, resztę dało się ”znieść”.
Tę stację paliw, przy drodze 969 w Maniowy, nazwałabym, około-Orlenowską, bo oprócz znaku i barw firmowych, niewiele ma ona wspólnego z tą siecią. Bywam na różnych Orlen-ach, miewam różne odczucia, ale tutaj – wysoka ocena należałaby się za anty-Orlen. 13 września, wracaliśmy z pobliskiego Czorsztyna, chcieliśmy kupić kawę i co-nieco na drogę. Dość rozległy, przestrzenny teren i ”kompletny” brak innych samochodów, nie wzbudziły naszych podejrzeń. Dwóch eleganckich panów przywitało mnie z uśmiechem w bardzo małym, ciasnym budynku – sklep/kasa. Moje pierwsze pytanie dotyczyło możliwości zakupu kawy, bo kawiarki, jakoś nie dostrzegłam. Jeden z panów wskazał mi urządzenie, zakamuflowane w tej ciasnocie, zapytałam – czy to, aby na pewno sieć Orlen?, bo kawiarka była jakaś ”dziwna”. Pan z rozbrajającą radością oznajmił – tak, ale ekspres jest nie-Orlenowski. Więc kontynuowałam – czy to oznacza, że punktów Vitay, też nie honorujecie? Usłyszałam – za kawę nie, ale jakieś dwa punkty otrzyma pani za jej zakup. Innych zakupów, też mi się odechciało, więc pożegnałam zdziwionych panów, pracowników tej placówki. Tuż obok tego Orlenu jest inny, mały budynek, nazwany ”Zajazd”, który z zewnątrz ładnie wyglądał, ale wewnątrz, atmosferą - zwykłą ”mordownią” okazał się. Po tej wizycie zrozumiałam, dlaczego były pustki (brak samochodów) na obszernym terenie parkingowym były. Tu czas zatrzymał się dawno temu, tu nic z Orlen-owskigo, współczesnego wydźwięku nie ma, to taka mini, mało, (jeśli w ogóle) atrakcyjna stacja paliw. Nie warto było wstępować.
Zamki w naszym kraju są głównie dziedzictwem historycznym. Ten w Czorsztynie, pochodzi z XIII wieku i aktualnie stanowi trwałą ruinę, zabezpieczoną i nadzorowaną, przygotowaną dla turystów, którzy tu trafią. Trafiliśmy tutaj 13 września, poznaliśmy część historii naszego kraju. To okazały obiekt, częściowo udostępniony, bezpiecznie zorganizowany dla turystów. Udostępnione pomieszczenia były opatrzone tabliczkami informacyjnymi o danym miejscu, oświetlone, z niewielką ilością eksponatów, np. zachowane fragmenty tablic, nadproży w Baszcie Baranowskiego. Zwiedzanie zamku rozpoczyna się w dolnej części zamku, kierunek wyznaczają strzałki, bo zamek zwiedza się bez przewodnika. Zamek usytuowany jest na skale, tuż nad jeziorem czorsztyńskim. Z tarasu wieży można podziwiać piękne krajobrazy tatrzańskie, a na drugim brzegu jeziora, widoczny jest zamek w Nidzicy, który zwiedzimy innym razem. Piękna pogoda sprzyjała delektowaniu się wspaniałym widokiem okolicy z zamkowych kondygnacji. To piękne miejsce, choć tylko ruina, ale zadbana, warta odwiedzenia. Dojście do zamku jest bardzo łatwe (ok. 300 m), najpierw leśna, ale asfaltowa dróżka w dół potem w górę, dalej kamieniste podejście do samego zamku. Bezpośrednio, na zamek zamontowano metalowa konstrukcję schodów i pomostu, aby można było wygodnie dojść, a u samego wejścia, witał pracownik, który kasował wcześniej zakupione bilety, których cena nie była wygórowana, jedyne 5 zł/os. Tu można było kupić, też pamiątki. Lubię łazić po górach, lubię stare zamczyska, więc mi się podobało.
Orlen w Zatorze, był jednym z tych miejsc, gdzie zrobiliśmy sobie krótki postój w podróży, przed południem, w niedzielę 13 września. Obok standardu Orlenowskiego (paliwo, zakupy, toalety), jest tutaj także bar. Obsługa miła i grzeczna, czysto i estetycznie, pracownicy dbali o maksimum sprawności w obsłudze. Nie zwróciłam uwago na obecność pracownika podjazdu, nie tankowaliśmy, ale była konieczność, skorzystania z zaplecza sanitarnego, a sprzątająca pani zadbała o indywidualność, usuwając się dyskretnie, na ten czas. W sklepie/kasie, do zakupionego H-Doga, obsługująca zaproponowała kawę, ale mieliśmy, zakupione kawy na poprzednim Orlenie i jeszcze niewypite, więc tylko zimne napoje wzięłam. Obsługująca była bardzo miła i grzeczna, a jej łagodny głos, dodawał przyjemnego ”wyrazu”, całości.
Tym razem, przyjemnie zaskoczył mnie klub Jagielloni na stadionie wrocławskim, podczas meczu z WKS-em, 12 września. Byli w znacznej mniejszości, ale to do nich należało ”szoł” stadionowe – byli głośni, radośni i bardzo widoczni w zajmowanym sektorze, nie tylko dzięki żółtym i czerwonym barwom klubowym, ale także dzięki oznaczeniu banerami i licznym flagom klubowym, które powiewały w czasie meczu. Miejscowy WKS, tym razem blado wypadł, choć ich drużyna ”Śląsk”, wygrała. Klub Jagielloni pokazał, że potrafią się bawić w czasie meczu, dopingować własny zespół i zachować przyzwoitość, choć nie obeszło się bez jednego komunikatu, przywołującego kulturę słowa. Pomimo, że drużyna Jagielloni na boisku, przegrała mecz, ich klub na trybunach, zachował do końca dobry nastrój dopingu, bez ekscesów pirotechnicznych i kibicowskiej agresji. W czasie rozgrywanego spotkania były przyśpiewki, okrzyki, zagrzewanie trybun do wtóru, wszystko przy wspomaganiu megafonu i bębnów, jako ”wzmacniaczy” dopingu. Wodzirej klubu był niezmordowany w sile głosu i miał posłuch wśród swojej grupy.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.