Zakupy w Orsay mogę zaliczyć do udanych. Jedynym minusem był okropny tłok, co przeszkadzało w poruszaniu się w sklepie i przeglądaniu rzeczy, jednak jest to nieuniknione i obsługa sklepu nie ma na to wpływu. Powoli przechodząc od jednego wieszaka do drugiego, co chwila coś wpadało mi w oko i koniecznie musiałam daną rzecz przymierzyć. Po 10 minutach miałam przewieszonych przez rękę sześć rzeczy więc postanowiłam udać się do przymierzalni. Przy przymierzalni stał młody mężczyzna - ochroniarz. To on wydawał numerki. Był bardzo uprzejmy. Z uśmiechem na twarzy spytał się ile rzeczy będę przymierzała, po czym podał odpowiedni numerek mówiąc "proszę bardzo". Mimo sporego ruchu nie było kolejek więc od razu udałam się do przymierzalni. W przymierzalni było czysto, nawet przyjemnie pachniało. Przymierzyłam ubrania i od razu zdecydowałam się na jedno z nich. Wychodząc oddałam numerek ochroniarzowi mówiąc, że odwieszę pozostałe rzeczy. Usłyszałam słowo "dziękuję" wypowiedziane miłym tonem głosu. Przy kasie ustawiłam się jako druga w kolejce. Gdy przyszła moja kolej, kasjerka miło mnie przywitała. Kasując mój sweter, kasjerka zaproponowała mi zakup do niego kolczyków. Od razu zauważyłam, że propozycja ta wynika z obowiązku kasjerki. Podziękowałam za te kolczyki, tym bardziej, iż wcale mi się nie podobały i nie pasowały do swetra. Przy zapłacie podałam kartę oraz kartę Orsay. Zostały nabite mi należne punkty za zakup oraz wydany paragon. Odchodząc od kasy kasjerka mnie pożegnała i od razu przystąpiła do obsługi kolejnego klienta ponieważ kolejka zrobiła się już znaczna.
Sklep posiada naprawdę dużą liczbę klientów. Zwykle tłoczno, nie inaczej i dzisiaj. Człowiek na człowieku, ciężko momentami przeciskać się między półkami. Dodatkowo brak klimatyzacji w związku z czym w środku gorąco i duszno. Co warte podkreślenia wszystkie kasy otwarte! A więc personel robi wszystko, aby klienci obsługiwani byli jak najszybciej. Z małych niedociągnięć - udało mi się znaleźć dzisiaj 2 bułki na ekspozycji specjalnej - konkretniej między garnkami ze stali nierdzewnej. Plus - przy zakupie mielonego mięsa okazało się, że produkty świeższe (z dłuższym terminem ważności), nie są chowane pod spód. Pani przy kasie wręcz przemiła! W każdym sklepie życzyłbym sobie takich sprzedawców. Podsumowując małe niedociągnięcia, jednak przy tak wielkiej liczbie klientów można je wytłumaczyć. Inna sprawa, to zdecydowanie na mały lokal jak na tak często odwiedzany przez klientów market.
Wieczorem wybrałam się na zakupy do supermarketu Lidl na terenie łódzkiego osiedla Retkinia. Przed sklepem panował porządek, wózki stały uporządkowane, w nielicznych widać było pozostawione ulotki lub reklamówki. Kosz przed sklepem był czysty i nie wysypywały się z niego śmieci. W sklepie znajdowało się sporo klientów robiących zakupy. Po wejściu ogarnęłam cały sklep wzrokiem. Trzy kasy były czynne, a kolejki składały się z maksimum 3 osób. Zaczęłam robić zakupy. Towary promocyjne oraz z oferty francuskiej, będącej w sprzedaży, były estetycznie wyeksponowane. Na półkach panował porządek, z wyłączeniem półek z artykułami przecenionymi z branży tekstylnej i stojaków z bielizną z oferty, gdzie wiele rzeczy leżało w nieładzie, z porozrywanymi i brakującymi opakowaniami. Półki i podłogi były czyste. Wszystkie wybrane przeze mnie rzeczy znajdowały się w okresie ważności, były pełnowartościowe,a ich cena z półki zgadzała się z tą w kasie. Po włożeniu zakupów do wózka podeszłam do stoiska monopolowego, gdzie wybrałam trzy produkty z oferty i zadzwoniłam po pracownika w celu zapłaty. Po odczekaniu 4 minut zadzwoniłam ponownie. Odczekałam jeszcze 3 minuty i zadzwoniłam trzeci raz. Po kolejnej minucie zadzwoniłam czwarty raz i wtedy podszedł wcześniej nie widziany przeze mnie pracownik. Zostałam w sprawny i miły sposób obsłużona, z powitaniem, pożegnaniem, życzeniem miłego spożywania oraz zaproszeniem do powrotu. Pracownik w żaden sposób nie dał mi odczuć, że nadużyłam jego cierpliwości lub że zbyt wiele razy dzwoniłam. Po zapłaceniu otrzymałam rachunek i kupon na loterię. Z resztą zakupów podeszłam do kasy ogólnej, wyłożyłam zakupy na taśmę. Kasjer przywitał mnie, zeskanował zakupy, podał cenę do zapłaty - ponieważ była o kilka groszy niższa od 50zł (kwota minimalna do wzięcia udziału w loterii) poprosiłam go o podanie mi gumy do żucia, znajdującej się przy kasie. Pan uczynił to z wyraźną niechęcią i dał mi odczuć, że zawracam mu głowę. Zapłaciłam, otrzymałam paragon i kupon, pożegnałam pracownika, ale ten nie odpowiedział na moje pożegnanie. Jeszcze raz rzuciłam okiem na sklep, przy kasach było czysto, wszyscy pracownicy schludnie ubrani w firmowe stroje. Ubrałam się i wyszłam.
Wybrałam się z córką na poranek filmowy dla maluchów. W trakcie seansu były spore kłopoty techniczne, kilkakrotne włączanie filmu, zaczynającego się od reklam, problemy z dźwiękiem, ze światłem. Po min. 10 minutach opóźnienia, co wystawiło cierpliwość mniejszych klientów na sporą próbę, puszczono bajki. Seans trwał dalej bez zakłóceń. Po zakończeniu nie zapalono świateł, co zdecydowanie utrudniało ubranie dzieci i opuszczenie sali. Niespiesznie zebrałam rzeczy. Ogarnęłam wzrokiem salę, była dobrze sprzątnięta, na podłodze nie było widać śmieci rzucanych przez poprzedników. Można powiedzieć, że obsługa zadbała o dostosowanie sali do potrzeb małych dzieci. Przy wyjściu tata jednego z dzieci zwrócił uwagę pani z obsługi na niedociągnięcia techniczne. Niestety pani nie przyjęła uwagi jak na pracownika przystało, natomaist w niegrzeczny sposób poinformowała zwracającego jej uwagę pana, że teraz takie informacje nie są już istotne i mógł powiedzieć o tym wcześniej. Pan zwrócił uwagę, że trudno byłoby mu opuścić dziecko i iść informować obsługę o problemach, co do których zresztą sądził, że są ich świadomi (kilkakrotne próby puszczenia filmu wyglądały na świadome działaeni). Pani nadal w bardzo niemiły sposób odpowiadała, że z pewnością pan przesadza i niepotrzebnie porusza taką kwestię w tej chwili. Do dyskusji włączyło się kilki innych rodziców, ja zaś przysłuchiwałam jej się z pewnej odległości. Po pewnym czasie druga pani z obsługi nachyliła się do koleżanki i szepnęła jej coś do ucha - po tej informacji pani odeszła od stanowiska, zostawiając grupę rodziców bez słowa. Rodzice rozeszli się. Opisana sytuacja mimo niewłączenia się w dyskusję wywołała u mnie naprawdę niemiłe uczucia - obsługująca pani wykazała się brakiem kompetencji i znajomości jakichkolwiek podstaw technik obsługi klienta.
Następnie zjechałam z córką na dół i wyszłam z kina.
Udałam się do kasy multikina w celu zakupienie biletów na prezent urodzinowy. Podchodząc do kasy ucieszyłam się, że nie ma kolejek. Przede mną stała jedna osoba, która szybko została obsłużona. Podeszłam do stanowiska. Przy kasie siedziała młoda osoba w wieku około 26 lat. Pani zapraszając mnie do kasy powiedziała "Dzień dobry". Nie byłam pewna, czy w multikinie są karnety urodzinowe, które można wykorzystać na dowolny seans dowolnego dnia. Dlatego spytałam się, czy jest możliwość ich zakupienia. Pani odpowiedziała, że są. Uprzedziła, że są one do wykorzystania na zwykłe seanse, nie na 3D, ale za to są ważne do czerwca 2011. Spytałam się o cenę. I poprosiłam o dwa karnety. Pani przeprosiła mnie i powiedziała, że musi po nie pójść do biura więc za chwilę wróci. Oczywiście powiedziałam, że zaczekam. Pod nieobecność kasjerki przeglądałam dostępne ulotki. Zainteresowała mnie jedna z nich. W skrócie opisując dotyczyła ona 14-tych urodzin Plusa. Abonenci Plusa wysyłając smsa mogą odebrać bezpłatne bilety do kina. Po powrocie kasjerki spytałam się o szczegóły. Jednak uzyskałam odpowiedź, że promocja już się skończyła, że smsy można było wysyłać do 7 października. Pomyślałam sobie "to po co te ulotki tu stoją". Zapłaciłam więc za karnety i odeszłam do kasy. Ulotkę jednak zachowałam. Po powrocie do domu weszłam na podaną stronę www, gdzie dostępny był regulamin promocji Plusa. Okazało się, że smsy można wysyłać do 21 października, więc promocja jest aktualna! Hmmm poczułam się trochę oszukana, a może to Pani w kasie Multikina była niedoinformowana? No bo chyba specjalnie nie wprowadziła mnie w błąd? Jaki miałaby w tym interes? No cóż, jakoś nie daje mi to spokoju i wciąż się nad tym zastanawiam...
brak zainteresowania klientem ogólnie czysto miło sympatycznie ale powiedzenie nasz klient nasz pan tu nie działa sorki dziewczyny ale nie umiecie dbac o klienta, co go odpycha brak szerokiej gamy testerów perfum, co powoduje to ze klient woli isc do nie markowych drogerii a do drobnego sklepiku z perfumami gdzie mu doradza :(
Ostatnio zagospodarowano nowe pomieszczenie i przeniesiono w nie warzywa i owoce, co trzeba zaliczyć na bardzo duży plus. Pomieszczenie nie jest specjalnie duże, ale spełnia swoje zadanie i co najważniejsze w znaczniej mierze likwiduje tłok, który tworzył się przy stoisku ważnym. Personel ubrany bardzo estetycznie (zarówno kasjerzy jak i sprzedawcy przy stoisku mięsnym). Przeszkadza troszkę rozładowywanie towaru w trakcie zakupów, bo trzeba się przeciskać między paletami. Największy minus. Ogromne kolejki w stoisku mięsnym. Jakoś oferowanych w nim produktów bardzo dobra, ale aż prosi się tam o jedną osobę więcej.
Będąc w Toruniu postanowiłam zostać jeden dzień dłużej, skorzystałam więc z noclegu w hotelu "Trzy Korony". Hotel znajduje się na rynku Starego Miasta, bardzo łatwo go znaleźć, lokalizacja jest więc bardzo dobra. Jest to stary budynek, powiedziałabym nawet, że bardzo stary, bo zabytkowy, lecz w środy przeszedł gruntowny remont i jest nieźle. Recepcja robi miłe wrażenie, formalności minimum i już z kluczem można iść na piętro do swojego pokoju. Standardowe wyposażenie pokoju, telewizor z programami telewizji sat.,łazienka pierwszej świeżości i czystości , wszystko to robi miłe o dobre wrażenie. Jest jeden minus, to niska temperatura w pokoju, siedząc można zmarznąć a ponieważ są stare, żeliwne kaloryfery, to nic z nimi nie można zrobić. W cenie pokoju jest śniadanie, które podają w restauracji, która znajduje się z piwnicy pod hotelem. Wnętrze robi wrażenie chłodnego o topornego, ale jedzenie jest dobre, obsługa też miła. Oferują dwa zestawy śniadań, więc można sobie wybrać co się lubi. Ogólnie polecam.
Piątek jest świetną okazją na "łowienie" ryb, tak więc udałam się do sklepu rybnego w mojej okolicy. Zaraz po moim wejściu pojawił się pracownik. Byłam jedynym klientem znajdującym się na terenie sklepu. Pracownik zaproponował pomoc w wyborze ryb. Cierpliwie i kompetentnie odpowiadał na moje pytania dotyczące świeżości i sposobu przechowywania ryb. Artykuły ułożone były w sposób umożliwiający obejrzenie oraz lepszy wybór. Sklep mimo specyfiki towaru nie posiadał typowego "rybiego" zapachu, co było najprawdopodobniej spowodowane dobrą wentylacją i odpowiednim schłodzeniem asortymentu. Lady chłodnicze oraz cały obszar sklepu czyste i zachęcające do zakupów. Zakupiony towar świeży i naprawdę dobrej jakości. Polecam.
Sklep "Kaśka" należący do sieci Społem jest niewielkim osiedlowy sklepem. Od czasu do czasu wybieram się do niego na drobne zakupy. I zawsze panuje tam niemalże rodzinna atmosfera. Ekspedientki to głównie starsze panie, które znają swoich klientów. Podczas zakupów pytają klientów o zdrowie, co nowego słychać, albo pytają się "Co się stało, że tak dawno nie było Pani u nas na zakupach?". Ekspedientki są uprzejme. Potrafią doradzić, szczególnie jest to widoczne przy stanowisku mięsnym, gdzie można liczyć na szczerą i fachowa pomoc. Wędliny zawsze są świeże i estetycznie ułożone. Pieczywo dowożone jest z różnych piekarni więc jest spory wybór. Wiem, że wybierając się do Społem na zakupy będę miała okazję skorzystać z promocji. Zawsze są produkty, które można kupić po promocyjnej cenie, z czego bardzo często korzystam. Wracając jednak do ekspedientek. Uważam, że każdego klienta traktują indywidualnie. Inaczej obsługują klienta, którego bardzo dobrze znają, pytają się o zdrowie, polecają produkty, którymi będą zainteresowani. Inaczej wygląda obsługa dzieci, a jeszcze inaczej obsługa ludzi młodych. Jednak za każdym razem jest ona mila i uprzejma.
W 2008 roku z polecenia znajomego zamówiłem w omawianej firmie wykonanie mebli kuchennych pod zabudowę. Pracownik w salonie w Sosnowcu po wizji lokalnej w moim mieszkaniu po tygodniu przedstawił mi projekt mebli. Po kilku niewielkich korektach został on przeze mnie zaakceptowany. Niestety nie było możliwości targowania się o cenę, przeciwnik twardo stał przy swoim nawet wtedy jak głośno i poważnie rozważałem zakup podobnych mebli u konkurencji.
Po niespełna dwóch latach, wierzchnia warstwa z jednej z szafek i blatu nieznacznie „odeszła”, odkleiła się. Stało się to nagle, nic nie zapowiadało takiej usterki.
Na drugi dzień tj. 20.05.2010 w siedzibie w Sosnowcu złożyłem reklamację, pracownik poinformował mnie, że w ciągu 14 dni zgłosi się do mnie ktoś na oględziny. Niestety nikt nie raczył nawet zadzwonić w ciągu tego czasu. 14.06.2010 zadzwoniłem do, jak się okazało właściciela, z zapytaniem czy moja reklamacja został już rozpatrzona. Właściciel nawet nie ukrywał, że nie wie, o co chodzi, ale zapewnił mnie, że przyjedzie do mnie następnego dnia i obejrzy uszkodzenie. Przyjechał tydzień później również po mojej interwencji.
Częściowo uznał reklamację. Powiedział, że front szafki nie będzie przedmiotem reklamacji gdyż w umowie było wyraźnie zapisane, że szafki nad kuchenką musza być zaopatrzone w okap. Nie pamiętam czy był taki zapis, ponieważ takiej umowy nikt mi nie pokazał, przez co nie jest możliwe abym ją podpisał chyba, że in blanco. Zażądałem więc aby mi pokazano wspomnianą umowę, do dziś jej nie otrzymałem. Właściciel umówił się ze mną że jak tylko będzie gotowy i w pobliżu to przyjedzie i naprawi mi blat. Uwielbiam tak precyzyjne określenie czasu.
Zapomniałem już o tej sprawie, ale nikt nie przyjeżdżał i nie dzwonił, choć minęło już kilka miesięcy.
W poniedziałek 4.10.2010 zadzwoniłem więc ponownie, właściciel wielce zdziwiony że jeszcze nikt u mnie nie był od tamtego czasu zapewnił mnie że następnego dnia o godzinie 15:00 będzie osobiście u mnie i sam usunie mi usterkę.
Dziś jest 7.10.2010
Bez komentarza.
Jestem mile zaskoczony jakością serwowanych posiłków w omawianej pizzerii. Co prawda już się w niej stołowałem kilka miesięcy czy nawet lat temu, ale nigdy bym nie pomyślał, że tak doskonała jakość się tak długo utrzyma. Nie będzie chyba przesadą jak dodam, że jak na mój gust to nawet się poprawiła. Nie chcę zbytnio zachwalać, ale naprawdę jestem zadowolony. Ale do rzeczy.
Tego dnia postanowiliśmy wspólnie z rodziną zjeść posiłek poza domem a że nie mieliśmy ochoty nigdzie jeździć nasz wybór padł właśnie na pizzerię Vinci. Gdy do niej wchodziliśmy nie było żadnego klienta, jedynymi osobami, które tam przebywały byli pracownicy.
Menu znajdowało się na każdym ze stolików, więc nie trzeba było czekać na obsługę. Wspomniana obsługa ma doskonałe wyczucie czasu, w momencie, kiedy już zdecydowałem, co chcę zamówić, kelnerka stanęła przy moim stoliku. Pomogła dobrać rozmiar pizzy do potrzeb naszej rodziny, z czym niejednokrotnie mam problemy, a to zamówię za mało a to zaś za dużo.
Napoje tak te gorące jak i też zimne zostały dostarczone błyskawicznie aż z ciekawości miałem zapytać czy aby czajnik nie stoi cały czas na palniku. Na pizze musiałem poczekać około 17 minut, co moim zdaniem było za długo zważywszy na to, że byłem pierwszym klientem. Co prawda w między czasie doszło jeszcze dwóch innych klientów, ale i tak to ja byłem pierwszy. Jednak, jakość a przede wszystkim smak pizzy jak i też ilość poszczególnych składników, które trzeba przyznać były doskonale skomponowane ze sobą, w zupełności zrekompensowały czas oczekiwania na posiłek.
Pizze dostaje się na drewnianym obrotowym talerzu, co w znacznym stopniu ułatwia manewrowanie posiłkiem na stoliku i praktycznie eliminuje wszelkiego rodzaju szurania, ściągania obrusów czy innych przygód.
Zauważyłem, że w restauracji można płacić kartami płatniczymi, postanowiłem więc skorzystać z tej możliwości. Jak się okazało pracownica, notabene ta sama, która obsługiwał mnie przy stoliku, z rozbrajającą szczerością powiedziała, że pierwszy raz przyjmuje płatność karta i jeszcze nie do końca opanowała terminal płatniczy. Komiczna była scena jak próbowała przesunąć kartę płatnicza przez czytnik ustawiając ją w pozycji pionowej w dodatku nie tą stroną, co potrzeba. Efekt? Poprosiłem o terminal i sam dokonałem płatności szkoląc przy okazji pracownika.
Ceny posiłków nie są wygórowane jak na tą jakość i kształtują się na poziomie od 12 zł, za pizze w rozmiarze 26 cm do 52 zł za pizzę w rozmiarze 50 cm. Restauracja w swojej ofercie posiada również pieczywa z pieca, sałatki, bagietki, spaghetti, tortelini i inne potrawy. Niestety nić na ich temat nie mogę powiedzieć bo ich nie próbowałem, co prawda kilka miesięcy temu jadłem spaghetti i wiem że mi smakowało ale nie wiem czy mógłbym to samo powiedzieć dziś.
Wnętrze restauracji jest przyjemnie urządzone, nie ma jakiegoś zbytniego przepychu a i zapachy, przynajmniej w dniu wizyty, nie wydostają się na salę, choć piec do pizzy znajduje się właśnie na niej.
Drogą Wojewódzką nr 110 jeżdżę dość często. Od marca 2010 (według umowy) trasa ta jest remontowana. Według tej samej umowy remont powinien być zakończony 30.06.2011 więc Panowie mają czas ale mniejsza o to. Na odcinku Karnice-Cerkwica stał most. W celu uniknięcia zamknięcia całej trasy wybudowano obok przejazd. Jest to zjazd ułożony z betonowych, prostokątnych płyt. Podczas przejazdu samochody (w szczególności autobusy) są rzucane po nierównościach. Nie martwiło mnie to do momentu, aż na nawierzchni zobaczyłem liście opadłe z drzew, które dały mi do myślenia. Most w powijakach a zima idzie jak szła - z dnia na dzień coraz bliżej. Przy odrobinie wyobraźni nie jest trudno jej oczyma zobaczyć autobus ześlizgujący się do rzeczki i zablokowany godzinami przejazd. Po ostatniej zimie w Powiecie Gryfickim, kiedy to nie było możliwym przejechanie prostego odcinka drogi jestem zbulwersowany widząc brak postępu w tym miejscu. Najdziwniejsze jest to, że priorytetowo został potraktowany most zaraz za tą samą miejscowością, gdzie przejazd został wykonany bez zarzutu i wydaje się, że w zimę również będzie się dało tamtędy przejechać. Jest on budowany tak wolno, że nie wierzę w wybudowanie tego drugiego jeśli tempo prac będzie porównywalne. W przekonaniach utwierdziły mnie rozmowy z zawodowymi kierowcami - Tirów, Autobusów, Taksówek, którzy zgodnie twierdzą, że droga Wojewódzka nr 110 w zimę będzie świecić pustkami z powodu jednego nie wybudowanego jeszcze mostu.
Zwolniłam się z pracy, ponieważ źle się czułam. Z bólem głowy, katarem i gorączką od razu poszłam do apteki, aby kupić lek na przeziębienie. Weszłam do apteki sieci PULS. Gdy weszłam nie było żadnego klienta. Za ladą stało trzech farmaceutów. W aptece była również hostessa ubrana w biały fartuch polecająca kosmetyki jakiejś firmy, nie wiem dokładnie jakiej one były marki ponieważ hostessa mi ich nie poleciła. Chwilę się rozejrzałam po aptece, zapoznałam się z plakatem, który prezentował aktualne promocje, jednak nic mnie nie zainteresowało. Podeszłam do lady. Farmaceuci zajęci byli rozmową. Coś uzgadniali, rozmawiali ze sobą, śmiali się. Jednak widząc, iż czekam, jedna z osób podeszła do mnie. Farmaceutka nie miała identyfikatora. Była to pani w średnim wieku, szczupła, włosy miała krótkie do brody, kolor ciemny miedziany. Podchodząc powiedziała: "słucham". Powiedziałam, że potrzebuję lek na przeziębienie i na zbicie temperatury. Spytałam się czy może mi coś polecić w dostępnej cenie. Farmaceutka sięgnęła po Theraflu. Chwilę się zastanowiłam, w sumie było mi wszystko jedno więc spytałam się tylko o cenę. Tu farmaceutka trochę się zmieszała. Spytała się o cenę innego farmaceuty. Usłyszałam, że lek kosztuje 9,90 za 10 saszetek. Miło było mi usłyszeć taką niską cenę, więc poprosiłam o skasowanie tego leku. Podczas gdy farmaceutka wbijała lek na kasę, raz jeszcze upewniała się o cenę, chyba nie była pewna, czy aby na pewno cena jest poprawna. Płaciłam kartą. Farmaceutka podeszła do kasy obok, gdzie dostępny był terminal. Farmaceuci znów wdali się w rozmowę, trochę mnie to drażniło, więc sama podeszłam do terminala, aby wprowadzić PIN, bo myślałam, że o mnie zapomniano. Po chwili farmaceutka wróciła do kasy, przy której mnie obsługiwała, podała wydruk z terminala. Zauważyłam jednak, że nie otrzymałam paragonu, więc o niego poprosiłam. Wychodząc z apteki zauważyłam, że na paragonie jest cena 14,90. Nie było uwzględnionego, żadnego rabatu. Trochę się zdziwiłam, ale skoro cena była tyle razy potwierdzona przez innych dwóch farmaceutów to uznałam, że musi być poprawna.
W sklepie zjawiłam się z małym dzieckiem co utrudniło mi znalezienie odpowiednich rozmiarów. Na szczęście obsługa okazała się pomocna . Na moją prośbę skierowaną do obsługi, pani w przyjemny sposób pomogła mi znaleźć odpowiedni rozmiar spodni a także poleciła pasujące do nich inne elementy stroju. Pomogła mi także zanieść rzeczy do przymierzalni. Miła obsługa przy kasie
Obecnie studiuję już drugi kierunek. Pierwsze studia kończyłam 5 lat temu i wspominam je dość miło. A teraz? Gdyby nie to, że studiuję na Uniwersytecie w filii w Myślenicach, nie wiem jak wytrzymałabym kontakty z "przemiłymi" paniami z każdego pokoju "urzędniczego". W Sekcji Bytów, gdzie składa się podania o stypendia socjalne, najpierw zostałam wyrzucona na korytarz, bo w środku trwała jakaś kłótnia pracownicza, potem drugi rok z rzędu "łaskawa" Pani przyjmująca wnioski, nie przyjęła mi podania drugi rok z rzędu, ponieważ zarobki moje i męża nie są wystarczające, aby stwierdzić samodzielność finansową. Zabrakło nam 40 zł :( Stypendia które powinny być dla najbiedniejszych, są na UP dla tych, którzy żyją na średnim poziomie i zarabiają odpowiednie pieniądze. Jeśli chcecie składać podanie o stypendium policzcie dokładnie czy spełniacie ową samodzielność finansową, a jak nie to doliczajcie co się da ! Bo to my, najbiedniejsi powinniśmy dostawać te stypendia, czyż nie ???
Będąc przejazdem w Płońsku postanowiłam zatrzymać się na "obiad" w KFC. Pierwsze wrażenie- bardzo dobre. Czysto, toalety również. Mimo dużej liczby klientów obsługa bardzo sprawna a wydany posiłek ciepły. Miłym zaskoczeniem była Pani z obsługi, bardzo kompetentnie odpowiadająca na pytania dotyczące oferty, oraz podpowiadająca najdogodniejsze rozwiązania cenowe. Jestem jak najbardziej na "TAK".
Udałam się do Rosmann'a w celu zakupu męskich perfum. Pierwsze co rzuciło się w oczy to brak pasków służących do testowania zapachu. Niby nic, ale przy szukaniu zapachu dla przeciwnej płci sprawia do problem. Dodatkową przeszkodę stanowiła Pani z obsługi, która w celu wyłożenia towaru pudełka oraz wózek ustawiła uniemożliwiając dojście do półek. Miłym zaskoczeniem była Pani przy kasie. Miła, uśmiechnięta, schludna oraz przede wszystkim sprawnie obsługująca kasę. Tak czy inaczej- jeśli po męskie perfumy to tam- gdzie można dostać paski do testowania.
Jako swój pierwszy cel obrałem supermarket.
"Biedronek" w Gryficach jest aż 3, zdecydowałem się więc sprawdzić jedną z nich. Postanowiłem grać rolę zdecydowanego, lecz lekko zagubionego studenta. Przy wejściu natrafiłem na klejącą się plamę na podłodze. Nie uznałbym jej za nic nadzwyczajnego, gdybym nie widział jej w tym samym miejscu trzy godziny wcześniej. Asortyment sklepu jest zadowalający. Znajdują się tutaj artykuły spożywcze i chemiczne jak również okresowo wystawiane na sprzedaż "ciekawostki" typu książka, film, zabawki. Są one kategoryzowane w działy, co znacznie usprawnia zakupy. Do koszyka trafiło kilka zupek instant i dwie bułki. O akcesoria do golenia postanowiłem spytać personel. Odpowiedź brzmiała "Gdzieś tam" co znaczyło mniej-więcej cały sklep, ze względu na to, że znajdowałem się na jego końcu. Akcesoria do golenia się znalazły - dobrze widoczne zza niskich koszy z "ciekawostkami". Nie do końca rozumiejąc skróty myślowe przy cenach produktów postanowiłem samemu sprawdzić ile dana rzecz kosztuje. Do tego potrzebny był mi czytnik laserowy potocznie zwany "pikaczem" - ten został mi (tym razem dokładnie) wskazany i po krótkiej chwili mogłem udać się do kasy. Od kasjera usłyszałem "Dzień dobry". Po przywitaniu się Pan zabrał się do roboty.Tutaj pomógł mi odrobinę kolega, który ułożył towar ciasno i bez "przedziałki". Towar został upchnięty na taśmociąg i po sczytaniu pierwszego towaru osoby za mną jako mój pozostało mi powiedzieć "Ale to już nie moje". Pan z kasy (trzeba podkreślić - Stażysta) od razu zareagował dzwoniąc guzikiem po kogoś, kto może cofnąć ten błąd. Czekałem równe 10 minut. W końcu (po którymś już dzwonku) pojawiła się Pani kierowniczka, która kluczykiem wycofała towar i zniknęła o niebo szybciej niż się pojawiła. Za zakupy w sklepie podziękowano mi wydając resztę. Zanim jednak zdążyłem złapać za swoje zakupy, na malutkiej ladzie za kasą lądowały dopiero co wycofane zakupy drugiej osoby.
Podsumowując:
Podczas zakupów zostały mi przekazane raz nieścisłe, a raz dokładne informacje, przy czym obsługa sprawiała wrażenie będącej w pośpiechu.
Do wypowiedzenia słów "Przepraszam, czy..." klienci są zauważani tylko przez ochroniarza. Nie przeszkadza mi to, pod warunkiem, że nie rozglądam się po sklepie w bardzo widoczny sposób. Kulturę osobistą i fachowość uratował stażysta z kasy.
Personel jest ubrany w firmowe koszulki. Pomaga to rozpoznać kogoś, kto może nam udzielić informacji.
Ceny są bardzo atrakcyjne a asortyment różnorodny. Można znaleźć więcej niż jeden rodzaj danego towaru w różnych cenach.
Organizacja pozostawia wiele do życzenia. Druga kasa otwierana jest dopiero, gdy kolejka toruje przejście między półkami. Dodatkowo długo trzeba było czekać na przyjście kierowniczki.
W sklepie nie jest czysto. Z jednej strony plama zakryta częściowo paletami z sokiem powoduje uśmiech, a z drugiej strony człowiek myśli na co trafi ręka, gdy sięgnie głębiej po towar. Podłogi były w opłakanym stanie. Wokół stoiska z owocami i warzywami przejazd dla koszyków torowały skrzynie z arbuzami.
Pomimo wpadek z personelem i higieną podłogi uważam, że warto robić tam zakupy. Chociażby ze względów ekonomicznych.
Lokal "Radiowa" znam już od dobrych kilku lat. Niedawno restauracja przeszła generalny remont wnętrza, co sprawiło, że stała się jeszcze bardziej przytulna i przyciągająca.
W lokalu panuje wspaniała atmosfera. Odkąd pamiętam na wysokim poziomie stoi kuchnia, porcje są duże, sycące i stosunkowo niedrogie. Na zamówione posiłki nie czeka się długo i nie zdarzyło mi się jeszcze, aby jakiegoś dania nie można było dostać.
Alkohole - potężny wybór, różne rodzaje piw, duży wybór win, wódek, whisky, itp. Bardzo smaczne i dobrze podane drinki, desery, jak również ciepłe napoje.
Dość istotną kwestią jest personel. Restauracja zatrudnia zawsze atrakcyjne i miłe kelnerki, choć rotacja jest dość częsta, co odbija się minimalnie na pełnej orientacji obsługi co do serwowanych dań, itp.
Generalnie lokal bardzo przyjemny, w mojej opinii jeden z najlepszych w okolicach centrum Opola, zarówno dla młodszych, jak i dla starszych.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.